Cześć, witajcie w dziesiątym już odcinku z cyklu: „Jak siebie samego”, gdzie mówię o tym, w jaki sposób można samego siebie kochać, akceptować i cieszyć się życiem, będąc singlem. W piątym i szóstym odcinku mówiłem o potrzebach, a od siódmego odcinka zacząłem bardziej skupiać się na potrzebach związanych z seksualnością. Było o potrzebie intymnych relacji, o potrzebie czułego dotyku i przytulania, a teraz czas, żeby powiedzieć co nieco o potrzebie nagości. Wiem, że samo takie sformułowanie „potrzeba nagości”, może być kontrowersyjne. A co to za zboczeństwa jakieś? Co wy mi tu za seksy uprawiacie na mojej łące? Ale proszę, zanim dacie łapkę w dół i takiego soczystego hejta w komentarzu, to posłuchajcie, o co mi chodzi, kiedy mówię o potrzebie nagości. Zacznę od tego, czym potrzeba nagości nie jest. Więc na pewno nie jest ona potrzebą gapienia się na gołych ludzi. Zobacz, goła baba. I choć rzeczywiście gapienie się na filmy i zdjęcia porno jest niestety czymś, na co wielu mężczyzn i kobiet poświęca czasem nawet kilka godzin tygodniowo, to nie sądzę, żeby w ten sposób zaspokajali jakąś rzeczywistą potrzebę. Ulegają raczej jakiejś zniewalającej iluzji, takiej iluzji, że nagością można się nasycić. Tylko potrzeba więcej... i więcej... i więcej... i więcej... i więcej...i więcej... i więcej...i więcej... Pornografia nie nasyca, tylko robi z nas takie wahadło, które oscyluje pomiędzy radykalnym wyładowaniem emocjonalnym..., a taką totalną emocjonalną pustką. O wyładowaniach emocjonalnych będzie więcej następnym razem w jedenastym odcinku, a teraz chciałbym jeszcze trochę więcej powiedzieć o takiej innej iluzji, której ja też przez długi czas ulegałem. Jest to taka iluzja, że to nagość innych ludzi jest winna moim upadkom. I to jest wina współczesnej kultury, gdzie tej nagości jest tak pełno na bilbordach, w filmach, w serialach... i że sam nie mam wpływu na to, jak moja psychika reaguje na te obrazy. Z tym wyobrażeniem musiałem się zmierzyć, kiedy po raz pierwszy spędzałem wakacje w Danii. W Danii jest niewiele takich dni, kiedy można leżeć na plaży i się opalać, ale jak już są, to plaże są oblegane. No i generalnie jest tak, że Duńczycy jak się wycierają albo przebierają, to raczej nie zasłaniają się, a wiele kobiet opala się topless, tak że starałem się raczej unikać plaż publicznych, bo po prostu nie wiedziałem co zrobić z oczami. Raz się zdarzyło tak, że przyjaciele z kościoła, Duńczycy, zaprosili mnie, żebyśmy razem poszli na plażę i zjedli lunch. I jak się tam rozłożyliśmy, to na około leżało sporo osób, które były półnagie, i sporo takich, które się przebierały. Patrzyłem, jak się zachowują moi przyjaciele, że nie gapią się naokoło na tych ludzi, tylko skupiają się na tym, co sami robią, są zaangażowani w rozmowę, coś zjedzą, opalają się czy pójdą popływać i ci inni ludzie wcale jakoś nie przykuwali ich uwagi, a jak ktoś się przebierał, to po prostu odwracali wzrok. Potem rozmawiałem o tym z jednym przyjacielem Duńczykiem i mówię, że dla mnie to jest takie zaskakujące, że Duńczycy nie gapią się na innych ludzi, a on mówi: Dla mnie to jest normalne. Nie chcę, żeby ktoś się na mnie gapił, kiedy się przebieram, więc ja nie gapię się na innych. A tak poza tym to mam dużo ciekawsze rzeczy do robienia na plaży niż gapienie się na innych ludzi. Nie po to idę na plażę, żeby się gapić. I tutaj powoli zaczyna wyłaniać się odpowiedź na jeden z komentarzy pod pierwszym filmikiem z tej serii, który napisał Rafał Besowski. „Proponuję, żebyś opowiedział kiedyś o tym, w jaki sposób walczysz z pokusami. Dziękuję za twoje świadectwo.” Jednym ze skuteczniejszych sposobów walki z pokusami jest dla mnie przejście od patrzenia, myślenia i oceniania tego, co widzę naokoło, do odczuwania. Więc zamiast patrzeć na te ciała ludzi wokół mnie i oceniać, czy one są atrakcyjne czy nieatrakcyjne, albo zamiast jakoś fantazjować na temat tych ciał, skupiam się na własnym odczuwaniu, na tej przyjemności, którą mogę czerpać z promieni słońca, z orzeźwiającego powiewu czy z pływania w chłodnej wodzie. Staram cieszyć się swoim własnym ciałem i dziękować Bogu za to, że dał mi zmysły i taką piękną przyrodę. A innych ludzi chcę po prostu zostawić w spokoju, żeby cieszyli się przyrodą, tak jak sami chcą. Tak więc jedną z moich taktyk obrony przed pokusami jest odczuwanie i wdzięczność wobec Boga, ale myślę sobie, że ta taktyka byłaby nieskuteczna, gdyby nie coś innego. Gdyby nie takie poczucie, że moje całe życie to taka jedna wielka przygoda, a na końcu tej przygody czeka happy end. Wrócę jeszcze do tego motywu, ale najpierw chciałbym powiedzieć coś więcej o ludzkim ciele. Nie chcę się tutaj wymądrzać, tylko podzielić się takim myśleniem o człowieku, które mi osobiście pomaga. Ciało ludzkie jest niesamowite pod względem biologicznym i posiada taki potencjał, jakiego nawet sobie nie uświadamiamy. [muzyka] Jeszcze bardziej niesamowite jest pod względem duchowym. Na swój własny użytek lubię stosować takie porównanie, że ciało ludzkie jest jak sakrament, czyli... No właśnie, dlatego że człowiek został stworzony na obraz Boga i jego ciało może być znakiem całego bogatego i duchowego wymiaru jego egzystencji. Co to znaczy? To znaczy, że każdy człowiek ma swój własny świat uczuć i emocji, swoje marzenia i swoje nadzieje i do tego wszystkiego nie mamy dostępu z zewnątrz, chyba że ten drugi człowiek zechce się z nami tym podzielić. Poza tym człowiek ma jeszcze wolność, taką fundamentalną, która wynika z naszej godności osoby ludzkiej. I tej wolności nic nie jest w stanie nas pozbawić. Myślę, że właśnie to jest w drugim człowieku tak bardzo pociągające. To jest ta tajemnica, ten bogaty świat, nad którym nie mogę mieć kontroli, do którego nie mam dostępu, chyba że druga osoba mnie zaprosi. A żywe ludzkie ciało jest jakby znakiem tego świata. Jest ukazywaniem się go dla innych. Myślę, że nagie ludzkie ciało jest tak pociągające nie dlatego, że oferuje nam możliwość jakiejś takiej szybkiej i intensywnej przyjemności, ale dlatego, że nasz mózg, analizując bodźce, przeczuwa, że tam się czai całe mnóstwo możliwości, że kontakt z drugim człowiekiem i jego światem, to jest taka przestrzeń, gdzie może się wydarzyć cała masa wspaniałych przygód. Zakochanie, wzajemne poznawanie się, macierzyństwo i ojcostwo, to są przygody, w których wędruje się przez życie z drugim człowiekiem i stopniowo poznaje się jego wewnętrzny świat. I myślę, że jeśli ktoś mówi: „Ta dziewczyna jest w moim typie”, to to, co się za tym kryje, to jest mózg, który automatycznie generuje możliwe scenariusze wspólnych przygód. W naszym kręgu kulturowym jest tak, że nagość to coś, co jest automatycznie kojarzone z intymnymi relacjami i przez to jak widzę nagą kobietę, to mój mózg od razu identyfikuje ją jako bardziej otwartą na intymną relację ze mną niż wszystkie inne kobiety. Mój mózg sugeruje mi, że z tą osobą mogę przeżyć wspólne przygody. Podkreślam jednak, że tak jest w naszym kręgu kulturowym. Ponieważ istnieje wiele plemion w Afryce czy w Ameryce Południowej, gdzie nagość wcale nie jest tak od razu kojarzona z intymnością i nie powoduje takiej ekscytacji mózgu, a o atrakcyjności jakiejś osoby świadczą inne rzeczy, które dla nas, Europejczyków, byłyby niezauważalne. Dobra. Pora teraz wrócić do wcześniejszego wątku. Mówiłem o tym, że przed pokusami broni mnie takie poczucie, że moje życie jest jedną wielką, wspaniałą przygodą. I tak jak mówiłem, widok nagiego kobiecego ciała jest przez mój mózg interpretowany jako możliwość przygód. Jeśli jednak mam już swoją przygodę, to mój mózg nie będzie szukał nowych możliwości i nie będzie reagował takim podnieceniem, kiedy jakaś się pojawi. Taką przygodą może być szczęśliwe małżeństwo i wychowywanie dzieci. Może być opieka nad niepełnosprawnymi albo wędrowanie po całym świecie i głoszenie kazań. Błąkając się po takich totalnych bezdrożach, wręcz po pustyniach, po pampie... Tutaj najważniejsze jest jedno, to że czuję, że moje życie jest przygodą. Czuję, że ono jest odkrywaniem tajemnic, poznawaniem siebie i wchodzeniem w coraz głębsze relacje z Bogiem i innymi ludźmi. Czy moje życie w zakonie zawsze było taką przygodą? Oj nie. Pozwólcie, że wam o tym opowiem. To będzie krótka opowieść o gubieniu i odnajdowaniu przygody w moim życiu. Jak wstępowałem do nowicjatu, to czułem, że właśnie teraz zaczyna się największa przygoda mojego życia, że jestem tym apostołem, którego Pan Jezus wybrał i którego teraz posyła do ludzi, żebym mówił im o Nim. Potem jak się zaczęły studia filozofii w Krakowie, to niestety to poczucie przygasło. Trudno jest mieć takie poczucie wielkiej przygody, kiedy się siedzi nad książkami i uczy do egzaminów. Miałem jednak nadzieję, że jak wyjadę do Danii, to tam to poczucie przygody na nowo ożyje. Tylko, że szybko okazało się, że łatwo jest zmienić miejsce, ale nie tak łatwo jest zmienić samego siebie. I to wszystko, z czym zmagałem się w Krakowie, powróciło w Danii. Na dodatek praca nauczyciela to nie jest coś, gdzie można ot tak odnosić sukcesy. Jest to raczej dużo pracy, a efekty przychodzą dopiero po czasie. Po dwóch latach pobytu w Danii wyjechałem na rekolekcje do Norwegii z taką nadzieją, że odkryję na nich na nowo, co jest tą wielką przygodą, w którą mam się zaangażować. I modliłem się tam pięć razy dziennie kontemplacją, za każdym razem po godzinie, licząc na to, że Pan Bóg w końcu pokaże mi, co jest przygodą, która na mnie czeka. No i tak czekałem, czekałem... i nic po prostu się nie działo. Totalna pustynia. Tak że w końcu po pięciu dniach takich rekolekcji miałem totalnie dosyć. Trzasnąłem drzwiami, wyszedłem z klasztoru i poszedłem sobie pochodzić. Tam była przepiękna okolica, chodziłem i podziwiałem te widoki. W pewnym momencie doszedłem do miejsca, gdzie rolnicy zbierali kapustę i zobaczyłem, jacy są znudzeni tym, co robią, i w ogóle nie doceniają tego pejzażu, który ich otacza. Pomyślałem sobie, że to jest niesprawiedliwe, że są tutaj cały czas i w ogóle tego nie doceniają. A ja tutaj jestem tylko na dziesięć dni i tak pomyślałem, że muszę teraz nasycić się tym widokiem i tym pięknem przyrody, żeby to weszło do mojej głowy, że jak zamknę oczy, to żebym miał przed oczami ten norweski krajobraz. No, ale tego nie da się zrobić i bardzo szybko zmęczyłem się taką próbą nasycenia się. I potem wracając do klasztoru, zacząłem sobie przypominać słowa, które Franz Jalics, jezuita, napisał w książce „Rekolekcje kontemplacyjne”, że człowiek szybko się męczy pracą, ale równie szybko męczy się przyjemnościami zmysłowymi. Jednak jest coś, czym się nie męczymy. I jest to kontemplacja. Czyli oglądanie Pana Boga albo po prostu bycie w Jego obecności. Nie męczymy się tym, ale jest to dla nas źródłem radości i takim niewyczerpanym źródłem sensu i smaku w życiu. Wziąłem sobie te słowa na modlitwę i zastanawiałem się, co konkretnie mogą one znaczyć dla mnie. Po krótkim czasie zrozumiałem, co robię nie tak. Wyobrażam sobie, że Pan Bóg na medytacji ma pokazać mi „tu jest twoja misja i tam idź i zaangażuj się w to”, i wtedy rzucę się w to całym sobą i właśnie tam znajdę tę przygodę oraz to poczucie sensu i spełnienia. No i zrozumiałem, że tak się nie stanie, że to jest nadzieja, która się nie spełni. Zacząłem więc pytać się, gdzie mam szukać tego poczucia spełnienia i przygody? Po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać właśnie, że bardzo się skupiam na tym, co robię, na moim działaniu i na moich sukcesach, a Pan Bóg chce mnie zaprosić do tego, żebym zauważył Jego działanie, gdzie On działa w moim sercu i w sercach innych ludzi. Od tego czasu zacząłem modlić się, prosząc Go, by On mi pokazywał, gdzie On jest i gdzie działa. Po jakimś czasie zacząłem czuć, że to rzeczywiście zmienia moje patrzenie, że nie są już dla mnie tak ważne moje własne przygody, które jakoś zaplanuję i zrealizuję, bo mogę wziąć udział w czymś dużo większym. Mogę wziąć udział w Bożym działaniu w ludzkich sercach, mogę je obserwować i dostrzegać, mogę w nim uczestniczyć. A ta wielka Boża przygoda, która nieustannie się wydarza, może być też moją przygodą. Okej, ale na początku tego filmiku mówiłem, że powiem nie tylko o tym, co robić, żeby nie bać się nagości, ale również o tym, że jest coś takiego jak potrzeba nagości. I teraz, co to jest? Na czym polega ta potrzeba? Po pierwsze na tym, że potrzebujemy być widziani i w pełni akceptowani przez osoby, które nas kochają. A po drugie na tym, że nasza ciekawość popycha nas do tego, żebyśmy poznawali budowę własnego ciała i to, jak zbudowani są inni ludzie. I tę potrzebę najbardziej widać u małych dzieci. Takiemu dziecku ogromną radość sprawia np. czynność przewijania, bo w tym czasie ono czuje, że mama je kocha i troszczy się o nie. I czuje, że jego ciało jest czymś dobrym i kochanym, a nie czymś odrażającym albo wstydliwym. Kiedy dziecko zacznie samo biegać, uczy się je tego, by nie ściągać majtek, żeby mogło jakoś funkcjonować w społeczeństwie. I dobrze, gdy robi się to z wyczuciem i cierpliwością, bo jak się takiemu dziecku powie: fuj..., nie masz majtek, wstydź się. To z dużym prawdopodobieństwem takie dziecko przestanie akceptować swoje ciało, a jego niezaspokojona potrzeba akceptacji będzie szukała swoje zaspokojenia w późniejszym dorosłym życiu. Podobnie jest z ciekawością związaną z ciałem. Małe dziecko nie ma poczucia, że nagość to jest jakieś tabu. Jego mózg jeszcze nie interpretuje bodźców w taki sposób jak nasze mózgi. Dla niego ciało to coś ciekawego. I tutaj również jak dziecku się powie: Nie podglądaj koleżanek, bo to straszny grzech. To raczej nie pomoże mu w wykształceniu zdrowego podejścia do nagości. Zamiast tego obarczy się je zapewne poczuciem winy, z którym będzie ono musiało później się borykać. Podsumowując... Potrzeba nagości to potrzeba akceptacji i szacunku ze strony najbliższych. Takiej akceptacji, która dotyczy również ciała i dziecięcej ciekawości świata. I nie ma ona nic wspólnego z erotyką czy pornografią. Dobra, to tyle. Dzięki za uwagę. Jak macie pytania, to piszcie w komentarzach, a już teraz zapraszam do następnego, jedenastego, czyli przedostatniego odcinka z cyklu: „Jak siebie samego”, gdzie będę mówił o potrzebie silnych wrażeń. Do zobaczenia.