Zacznę od pytania:
Kto z was zupełnie nie ma problemu,
żeby nazwać się przywódcą?
Zadawałem to pytanie wszędzie
i niezależnie od miejsca,
ogromna część publiki nie podniosła ręki.
Zrozumiałem, że przywództwo to dla nas
coś nie do ogarnięcia,
ponad nasze siły,
niczym ratowanie świata.
Traktujemy tytuł przywódcy
jak coś, na co kiedyś zasłużymy,
ale przyznanie go sobie od razu
byłoby dla nas równe z butą i arogancją.
Boję się czasem, że spędzamy tyle czasu
zachwycając się rzeczami niemożliwymi
dla większości z nas,
że przekonaliśmy się,
że tylko takie warto doceniać.
Zaczęliśmy zaniedbywać
nasze zwykłe zdolności,
aby choć na chwilę stać się przywódcami,
ale nie doceniamy wtedy siebie samych
i nie czujemy się dumni.
Przez ostatnie 10 lat miałem przyjemność
pracować ze wspaniałymi ludźmi,
którzy pomogli mi zmienić
pojęcie przywódcy.
Chcę się z wami podzielić historią,
która zmieniła dla mnie
znaczenie przywództwa.
Uczyłem się w Mount Allison University.
Gdy byłem tam ostatni dzień,
podeszła do mnie jakaś dziewczyna
i powiedziała, że pamięta,
jak się poznaliśmy.
Opowiedziała mi historię sprzed 4 lat.
"Dzień przed rozpoczęciem
siedziałam sobie z mamą i tatą.
Stresowałam się, że nie dam rady,
płakałam, że sobie nie poradzę
na uniwersytecie.
Mam wspaniałych rodziców.
Pomimo moich wątpliwości przekonali mnie,
żebyśmy jednak tam poszli,
a jeśli stwierdzę, że nie dam rady,
miałam im powiedzieć,
bo i tak będą mnie kochać.
Poszłam.
Stanęłam w kolejce do rejestracji,
rozejrzałam się i wiedziałam,
że nie dam rady, że muszę dać spokój.
Podjęłam decyzję i w tym samym momencie
poczułam to niesamowite
uczucie spokoju w sobie.
Odwróciłam się, żeby powiedzieć rodzicom,
że wracamy do domu, i w tym momencie
pojawiłeś się nagle ty,
w najgłupszym kapeluszu,
jaki w życiu widziałam". (Śmiech)
"To było niesamowite.
Niosłeś plakat organizacji Shinerama,
walczącej z mukowiscydozą.
Miałeś kubeł lizaków
i rozdawałeś je na prawo i lewo,
rozmawiając z ludźmi o Shineramie.
Nagle podszedłeś do mnie, zatrzymałeś się,
zacząłeś się gapić. To było dziwne".
(Śmiech)
Ta tutaj wie dokładnie, o czym mówię.
(Śmiech)
"Spojrzałeś na faceta obok,
uśmiechnąłeś się
dałeś mu lizaka i powiedziałeś,
że ma go dać tej pięknej damie.
Nigdy w życiu nie widziałam
bardziej zawstydzonej osoby.
Nawet na mnie nie spojrzał.
Tak mi podał tego lizaka". (Śmiech)
"Żal mi go było, więc wzięłam.
Wtedy spojrzałeś surowo
na moich rodziców i powiedziałeś:
»No ładnie! Ledwie się wyprowadziła,
a już bierze słodycze
od obcych!«" (Śmiech)
"Wszyscy wokół nas
wybuchnęli dzikim śmiechem.
Nie wiem, czemu ci to mówię,
ale gdy oni się śmiali,
uświadomiłam sobie,
że nie powinnam odchodzić,
że to będzie mój nowy dom.
Nie rozmawialiśmy ze sobą od tamtego dnia,
ale słyszałam, że odchodzisz,
i przyszłam, żeby ci powiedzieć,
że jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu.
Będę tęsknić. Powodzenia".
Odeszła, a ja oniemiałem.
Po chwili się odwróciła
i z uśmiechem dodała:
"Pewnie o tym wiesz,
ale nadal jestem
z gościem od lizaka". (Śmiech)
Półtora roku później
dostaję od nich zaproszenie na ślub.
A najlepsze,
że ja wcale tego nie pamiętam.
Nie przypominam sobie tej sytuacji.
Szukałem tego w pamięci, bo to zabawne
i powinienem to pamiętać,
ale nie pamiętam.
Otworzyło mi to oczy.
Moment, kiedy mogłem wpłynąć
na czyjeś życie
w tak znaczny sposób,
że lata później ten ktoś powiedział
"jesteś dla mnie ważną osobą",
a jest to coś, czego nie pamiętam.
Czy zdarzyło się wam,
że ktoś zrobił lub powiedział coś,
co odmieniło wasze życie na lepsze?
A ilu z was wyjawiło to tej osobie?
Czemu nie? Urodziny świętujemy,
a wystarczy jedynie nie umrzeć
przez 365 dni. (Śmiech)
Ale ci, którzy ulepszyli nasze życie,
nawet o tym nie wiedzą.
A dosłownie każdy z was
jest takim człowiekiem,
rozdającym lizaki.
Usprawniliście czyjeś życie tym,
co powiedzieliście lub zrobiliście.
Pomyślcie, ile osób nie podniosło dłoni,
gdy zadałem tamto pytanie.
A jednak strasznie jest mieć taką moc.
Boimy się tyle dla kogoś znaczyć,
bo gdy przywództwo jest czymś
większym od nas,
ponad nasze siły,
gdy oznacza dla nas ratowanie świata,
to łatwo jest nam nie oczekiwać tego
od samych siebie i innych, każdego dnia.
Marianne Williamson powiedziała:
"boimy się nie tego,
że jesteśmy do niczego,
ale że mamy niezmierną siłę.
Bardziej przeraża nas nasze światło
niż nasza ciemność".
Dzisiaj wzywam was
do porzucenia tego myślenia.
Musimy przezwyciężyć strach o to,
jak ważni możemy być dla kogoś.
Musimy się tego nauczyć,
żeby strach nas nie tłamsił,
dla naszych siostrzyczek i braciszków,
dla naszych dzieci,
żeby na naszym przykładzie ujrzały,
że mamy większy wpływ na życie
niż pieniądze, władza czy autorytety.
Musimy myśleć o przywództwie
jak o rozdawaniu lizaków.
Liczmy, ile razy to zrobiliśmy,
ile daliśmy to sobie odczuć,
ile razy przekażemy to dalej,
a ile razy za to podziękowaliśmy.
Przywództwo stało się dla nas
ratowaniem świata,
a nie ma jednego świata,
tylko 6 miliardów jego wersji.
Jeśli zmienisz tylko jedną,
zmienisz jej pojęcie o tym,
do czego jest zdolna,
jak wielu ludziom na niej zależy,
jak ważnym elementem jesteśmy
w procesie kształtowania świata,
wtedy zmieni się wszystko.
Jeśli zaczniemy rozumieć przywództwo
dokładnie w ten sposób,
zmieni się wszystko wokół.
To prosta idea, ale nie taka mała,
jak się wydaje.
Chciałbym serdecznie podziękować,
że mogłem się nią z wami podzielić.