Oto, co się wydarzyło. W latach 60-tych trwała zimna wojna (i trochę gorącej, w południowo-wschodniej Azji).
Obawialiśmy się Rosjan, którzy umieścili na orbicie Sputnika.
Przy okazji: rakieta nośna była zaprojektowana do przenoszenie głowic nuklearnych.
"Sputnik" oznacza "towarzysz podróży", więc nazwa jest pokojowa,
ale wyrósł z programu wojskowego, sygnał był więc wyraźny.
Ameryka zatem nie na żarty się przestraszyła i tak utworzono NASA - ze strachu przed Sputnikiem.
Siłą napędową podróży na Księżyc był strach, strach przed Rosją kontrolującą orbitę.
Gdy już tam dotarliśmy, entuzjaści programu kosmicznego
stwierdzili: "Na Marsie będziemy w ciągu następnych 10 lat".
Kompletnie nie zrozumieli dlaczego wylądowaliśmy na Księżycu.
Byliśmy w stanie wojny, ale gdy tylko zrozumieliśmy, że Rosja nie wyśle swojego pojazdu na Księżyc,
sami przestaliśmy tam latać.
W międzyczasie cały ten wyścig pobudził naród do marzeń o przyszłości.
Do marzeń o domach jutra, elektronice jutra, jedzeniu jutra - myśleliśmy o tym, co przed nami.