Czy mogłam ochronić ojca
przed Zbrojną Grupą Islamską,
za pomocą noża do obierania?
Przed tym pytaniem stanęłam
pewnego wtorkowego poranka,
w lipcu 1993 roku,
gdy byłam studentką prawa.
Wstałam wcześnie rano,
w mieszkaniu taty,
na obrzeżach Algieru, w Algierii,
obudziło mnie niesłabnące walenie
do frontowych drzwi.
W tamtym okresie lokalne gazety podawały,
że każdego wtorku uczony umierał
od kul morderców, fundamentalistów.
To, że mój ojciec uczy
na uniwersytecie o Darwinie
już powodowało wizyty w jego klasie
ze strony szefa, tak zwanego,
Islamskiego Frontu Ocalenia,
który oskarżył tatę
o popieranie biologizmu.
Wcześniej tata wyrzucił mężczyznę
i ten na zewnątrz, teraz,
nie chciał się ani przedstawić, ani odejść.
Więc ojciec próbował zadzwonić na policję,
ale być może przerażeni rosnącą falą
uzbrojonych ekstremistów,
którzy już odebrali
życia tak wielu algierskim oficerom,
że nawet nie odebrali.
I to wtedy poszłam do kuchni,
chwyciłam nóż do obierania
i zajęłam pozycję w sieni.
To było głupie, naprawdę,
ale nie miałam innego pomysłu,
więc tam stałam.
Gdy teraz o tym myślę, to był moment,
który sprowokował mnie
do napisania książki,
pt.: "Twoja fatwa tu nie działa:
(nakaz islam. lidera)
Nieopowiedzine historie walki przeciwko
muzułmańskiemu fundamentalizmowi."
Tytuł pochodzi z pakistańskiej
sztuki teatralnej.
Myślę, że właśnie ten moment
wysłał mnie w podróż,
żeby przesłuchać 300 osób
o muzułmańskim pochodzeniu
z prawie 30 krajów,
od Afganistanu po Mali,
żeby odkryć, jak walczą z fundamentalizmem
w pokojowy sposób, jak mój ojciec
i jak radzą sobie
z towarzyszącym temu ryzykiem.
Na szczęście, wtedy, w lipcu 1993 roku,
nasz nieproszony gość sobie poszedł,
ale inne rodziny nie miały tyle szczęścia
i to była myśl, która
przyświecała moim badaniom.
Tak czy inaczej, ktoś wrócił
po kilku miesiącach i zostawił notkę
na kuchennym stole taty,
która mówiła, po prostu:
"Możesz się uznać za martwego."
Następnie algierskie, uzbrojone
grupy fundamentalistów
zabiły 200 tys. cywilów
podczas określanych,
jako "czarna dekada", lat 90.,
w tym każdą jedną
spośród kobiet, które tu widzicie.
W ostrej odpowiedzi na terroryzm
państwo posunęło się do tortur
i wymuszania zniknięć,
i niezaleźnie od tego,
jak okropne były to wydarzenia,
międzynarodowa społeczność je
w większości zignorowała.
W końcu mój tata, algierski syn chłopa,
który został profesorem,
został zmuszony, by przestać uczyć
i wyprowadzić się ze swojego mieszkania,
ale nigdy nie zapomnę
o Mahfoudzie Bennoune, moim tacie,
że, tak jak wielu
algierskich intelektualistów
odmówił wyjazdu z kraju
i dalej publikował ostrą krytykę,
dotyczacą fundamentalistów,
a czasem także rządu z którym walczyli.
Na przykład w listopadzie 1994, w serii
dla gazety El Watan,
zatytułowanej "Jak fundamentalizm
stworzył terroryzm bez precedensu"
potępiał, jak to nazywał,
odejście radykalnych terrorystów
od zasad prawdziwego islamu,
według których żyli nasi przodkowie.
Przez takie słowa
można było zostać zabitym.
Kraj mojego ojca nauczył mnie
podczas "czarnej dekady" lat 90., że
powszechna walka przeciwko
muzułmańskiemu fundamentalizmowi
jest jedną z najważniejszych
i najbardziej ignorowanych
walk o prawa człowieka
na świecie.
Tak jest nadal, prawie 20 lat później.
Widzicie, w każdym kraju,
w którym są uzbrojeni dżihadziści,
których celem są obywatele,
tam są też nieuzbrojeni ludzie,
stawiający opór bojownikom,
o których nie słyszycie
i ci ludzie potrzebują wsparcia,
żeby osiągnąć sukces.
Na zachodzie często zakłada się,
że muzułmanie w większości
godzą się na terroryzm.
Niektórzy o prawicowych poglądach
myślą tak, bo uważają muzułmańską kulturę
za nieodłącznie brutalną,
a niektórzy o lewicowych
bo widzą muzułmańską przemoc,
przemoc fundamentalistów,
jako wynik uprawnionego żalu.
Oba poglądy są całkowicie błędne.
Naprawdę wiele osób
o muzułmańskim dziedzictwie
z całego świata są stanowczo przeciw
zarówno fundamentalizmowi,
jaki i terroryzmowi
i często mają ku temu dobre powody.
Widzicie, mają dużo większą szansę zostać
ofiarami przemocy, niż jej sprawcami.
Dam wam jeden przykład.
Według badań z 2009 roku
arabskojęzycznych źródeł medialnych
z lat 2004 - 2008,
nie więcej niż 15% ofiar Al-Kaidy
była z zachodu.
To okropne straty, ale znaczna większość
to ludzie o muzułmańskim pochodzeniu,
zabici przez fundamentalistów.
Przez ostatnie 5 minut mówiłam
o fundamentalistach i macie prawo wiedzieć,
co dokładnie mam na myśli.
Zacytuję definicję algierskiej socjolog,
Marieme Helie Lucas,
która mówi, że fundamentalizmy,
zauważcie liczbę mnogą,
czyli we wszystkich wielkich
religijnych tradycjach na świecie,
"fundamentalizmy są politycznymi
ruchami skrajnej prawicy,
które w kontekście globalizacji,
manipulują religią, żeby osiągnąć
cele polityczne."
Sadia Abbas nazwała to
radykalnym upolitycznieniem
teologii.
Nie chcę tworzyć wyobrażenia,
że istnieje jakiś monolit, gdzieś tam,
nazywa się muzułmański fundamentalizm
i wszędzie jest taki sam,
bo te ruchy też się od siebie różnią.
Niektóre używają i popierają przemoc.
Niektóre nie, ale często
są one ze sobą powiązane.
Przybierają różne formy.
Niektóre mogą być
organizacjami pozarządowymi,
nawet tu, w Wlk. Brytanii,
jak Cageprisoners.
Niektóre mogą być partiami politycznymi,
jak Bractwo Muzułmańskie
i mogą być też
grupami zbrojnymi,
jak talibowie.
Ale w każdym przypadku,
są to radykalne projekty.
To nie jest konserwatywne
lub tradycyjne podejście.
Najczęściej chodzi o zmianę
relacji ludzi z islamem,
nie o jej zachowanie.
Mówię o muzułmańskiej skrajnej prawicy,
i to, że jej sympatycy są
lub zapewniają, że są muzułmanami
nie czyni ich mniej groźnymi
od skrajnej prawicy gdziekolwiek indziej.
Więc według mnie, jeśli uważamy się
za liberałów albo lewicę,
kochających prawa człowieka lub feministów,
musimy przeciwdziałać tym ruchom
i wspierać ich prostych przeciwników.
Pozwólcie mi powiedzieć jasno,
że popieram efektywną walką
przeciwko fundamentalizmowi,
ale walkę, która musi też
respektować prawo międzynarodowe,
więc nic, co mówię
nie powinno być traktowane,
jako usprawiedliwienie odmowy,
by stać się demokratycznym
i z tego miejsca wygłaszam poparcie
dla pro-demokratycznego ruchu
w Algierii, Barakatu.
Nic, co mówię nie powinno być wzięte
za usprawiedliwienie łamania
praw człowieka,
jak masowe kary śmierci,
wydane w Egipcie w tym tygodniu.
Chcę za to powiedzieć,
że musimy sprzeciwiać się tym
islamskim, fundamentalistycznym ruchom,
bo zagrażają prawom człowieka
w środowiskach o muzułmańskiej większości
i robią to na wiele sposobów,
najbardziej oczywistym są
bezpośrednie ataki na cywili
przez uzbrojone grupy,
które je przeprowadzają.
Ale ta przemoc,
to tylko czubek góry lodowej,
Te ruchy, jako całość
przekazują dyskryminację
przeciwko mniejszościom
religijnym i seksualnym.
Chcą ograniczyć wolność religijną
każdego, kto chce albo
praktykować ją w inny sposób
albo nie chce praktykować.
I co najwyraźniejsze,
prowadzą otwartą wojnę
z prawami kobiet.
Teraz, w obliczu tych ruchów,
w ostatnich latach zachodni dyskurs
najczęściej oferował
dwie błędne reakcje.
Pierwsza, która czasem
pojawia się wśród prawicy,
sugeruje, że większość
muzułmanów to fundamentaliści
albo w islamie jest coś
nieodłącznie fundamentalistycznego
i to jest zwyczajnie obraźliwe i błędne,
ale niestety wśród lewicy
czasem spotyka się
dyskurs, który jest
zbyt politycznie poprawny,
żeby przyznać, że problem
muzułmańskiego fundamentalizmu istnieje
albo, co gorsza, przepraszają za to,
co też jest nie do przyjęcia.
Więc szukam nowego sposobu
mówienia o tym, wszyscy razem,
w oparciu o doświadczenia życiowe
ludzi z pierwszej ręki i ich nadzieje.
Jestem boleśnie świadoma
wzrostu dyskryminacji przeciwko
muzułmanom w ostatnich latach
w krajach, takich jak
Wlk. Brytania czy USA
i to też jest bardzo niepokojąca sprawa,
ale głęboko wierzę,
że opowiadanie historii wbrew stereotypom
o muzułmanach,
którzy skonfrontowali się
z fundamentalistami
i byli ich podstawowymi ofiarami,
też jest wspaniałym sposobem
by przeciwstawić się dyskryminacji.
Więc pozwólcie mi przedstawić wam
czwórkę, której historie
mam zaszczyt przekazać.
Faizan Peerzada i zakład tetru Rafi Peer,
nazwany na cześć jego ojca
przez lata promowały sztuki sceniczne
w Pakistanie.
Ze wzrostem przemocy dżihadżystów,
zaczęli otrzymywać groźby,
żeby odwołali wydarzenia,
na co się nie zgodzili.
Bombowiec uderzył w 2008 roku,
podczas 8. światowego festiwalu
sztuk scenicznych w Lahore,
tworząc deszcz szkła,
które pospadało,
raniąc 9 osób
i później, tej samej nocy,
Perzadowie podjęli bardzo trudną decyzję:
ogłosili, że ich festiwal
będzie kontynuowany następego dnia
według planu.
Falizan powiedział wtedy,
że jeśli ugniemy się pod islamistami,
będziemy tylko siedzieć w ciemnym kącie.
Ale nie wiedzieli, co dalej.
Czy ktoś przyjdzie?
W rzeczywistości, tysiące
przybyły następnego dnia,
żeby wesprzeć sztuki sceniczne w Lahore
i to równie ekscytowało,
co przerażało Faizana,
który podbiegł do kobiety,
która przyszła z dwójką małych dzieci
i powiedział: "Wiesz, że tu
wczoraj spadła bomba
i dzisiaj też to grozi."
A ona odpowiedziała: "Wiem,
ale przychodziłam na festiwal
z mamą, gdy byłam w ich wieku
i nadal to wspominam.
Musimy tu być."
Z tak oddaną widownią
Peerzada'owie mogli dokończyć
swój festiwal według planu.
A następnego roku
stracili wszystkich swoich sponsorów
z powodu zagrożenia bezpieczeństwa.
Więc, gdy spotkałam ich w 2010,
byli w trakcie kolejnego wydarzenia,
które mogli zorganizować
w tym samym miejscu
i to był dziewiąty młodzieżowy
festiwal sztuk scenicznych
odbywający się w Lahore
w tamtym roku, gdy w mieście
miały miejsce 44 ataki terrorystyczne.
To był czas, gdy pakistańscy talibowie
rozpoczęli systematycznie brać na cel
dziewczęce szkoły, których kulminacją
był atak na Malalę Yousafzai.
Co Peerzadowie zrobili
w takich okolicznościach?
Wystawili teatr żeńskiej szkoły.
Więc miałam przywilej
zobaczenia "Naang Wal",
musical w języku Punjabi
i dziewczęta ze szkoły w Lahore
zagrały wszystkie role.
Śpiewały i tańczyły,
grały myszy i bawoła domowego
i wstrzymywałam oddech myśląc,
czy dotrwamy do końca
tego wspaniałego przedstawienia?
I udało się, cała widownia
razem odetchnęła
i parę osób nawet się rozpłakało
i wtedy salę wypełniły
spokojne, gromkie brawa.
Pamiętam, że myślałam w tym momencie,
że bombowce trafiły tu na nagłówki
dwa lata temu,
ale ta noc i ci ludzie
tworzą równie ważną historię.
Maria Bashir jest pierwszą i jedyną
kobietą, prokuratorem
w Afganistanie.
Była na stanowisku od 2008 roku
i otworzyła biuro po to, by rozpatrywać
sprawy przemocy wobec kobiet,
co jej zdaniem jest
najważniejszą dziedziną
na jej terytorium mandatowym.
Gdy miałam ją spotkać
w jej biurze w Haracie,
weszła otoczona przez
czterech dużych mężczyzn
z czterema wielkimi spluwami.
Prawdę mówiąc, teraz ma 23 ochroniarzy,
przez ataki bombowe,
które o mało nie zabiły jej dzieci
i jeden z jej ochroniarzy
stracił tak nogę.
Dlaczego nie daje za wygraną?
Mówi z uśmiechem, że to pytanie,
które wszyscy jej zadają -
jak ona to ujmuje:
"Dlaczego ryzykujesz nieżyciem?"
I dla niej to tyle,
lepsza przyszłość dla
wszystkich Marii Bashir
jest warta ryzyka
i wie, że jeśli ludzie, jak ona
nie podejmą ryzyka,
lepsza przyszłość nie nadejdzie.
Później, podczas naszego wywiadu
prokurator Bashir mówi mi,
jak bardzo martwi ją
możliwy skutek
negocjacji rządu z talibami,
ludźmi, którzy próbowali ją zabić.
"Jeśli damy im miejsca w rządzie,
kto ochroni prawa kobiet?" zapytała.
I naciska na społeczność międzynarodową,
żeby nie zapomnieli
o swojej obietnicy wobec kobiet,
ze względu na chęć
zawarcia pokoju z talibami.
W kilka tygodni
po moim wyjeździe Afganistanu,
widzę nagłówki w internecie:
Afgański prokurator zostal zabity
Przeszukuję Google
i na szczęście okazało się,
że to nie Maria była ofiarą,
ale niestety, inny afgański prokurator
został zastrzelony w drodze do pracy.
I, gdy teraz widzę takie nagłówki,
myślę, że gdy międzynarodowe oddziały
opuszczą Afganistan
w tym i kolejnych latach,
nie możemy się przestać przejmować
tym, co spotyka tam ludzi
wszystkie Marie Bashir.
Czasem nadal słyszę jej głos
mówiący, bez zuchwałości:
"Sytuacja kobiet w Afganistanie
kiedyś stanie się lepsza.
Musimy przygotować pod to grunt,
nawet jeśli za to zginiemy."
Nie ma odpowiednich słów,
żeby nazwać terrorystów Asz-Szababu,
którzy przeprowadzili atak
na Westgate Mall w Nairobi
w dniu konkursu kucharskiego dla dzieci
we wrześniu 2013 roku.
Zabili 67 osób,
włączając w to poetów i cieżarne.
Daleko w Ameryce Środkowozachodniej
miałam szczęście poznać
Amerykanów z Somalii,
którzy pracowali,
by zniweczyć wysiłki Asz-Szababu,
który chciał zrekrutować młodych ludzi
z ich miasta, Minneapolis,
żeby wzięli udział w takim okropieństwie,
jak to w Westgate.
Dobrze uczący się 17 letni
siostrzeniec Abdirizaka Bihi,
Burhan Hassan
został zrekrutowany w 2008 roku,
wysłany do Somalii
i zabity, gdy próbował wrócić do domu.
Od tego czasu pan Bihi,
który zarządza bez budżetowym
Somalijskim Centrum Edukacji i Rzecznictwa,
otwarcie krytykuje rekrutację
i porażkę rządu,
i somalijsko-amerykańskie instytucje,
jak islamskie centrum,
Abubakar As-Saddique,
które uczyniło jego bratanka radykałem,
podczas programów młodzieżowych.
Ale on nie krytykuje tylko meczetu.
Także rząd,
za jego porażkę, żeby zrobić więcej,
żeby zapobiec biedzie w jego społeczności.
Biorąc pod uwagę,
że mu też brakuje pieniędzy,
pan Bihi musiał być kreatywny.
Żeby zniweczyć wysiłki Asz-Szababu,
aby zwerbować młodzież bez perspektyw
przed atakiem grupy w 2010 roku
na oglądających mundial, w Ugandzie,
w odpowiedzi zorganizował
rozgrywki koszykówki Ramadan
w Minneapolis.
Tłumy somalissko-amerykańskich
dzieci przyszło,
żeby uprawiać sport,
mimo fatwy przeciwko temu.
Grali w koszykówkę,
czego Burhan Hassan już nigdy nie zrobi.
Za swoje wysiłek,
pan Bihi został odrzucony
przez kierownictwo islamskiego centrum
Abubakar As-Saddique,
z którym wcześniej miał dobre relacje.
Powiedział mi:
"Zobaczyliśmy w telewizji imama,
który nazywał nas niewiernymi i mówił:
"Te rodziny starają się
zniszczyć nasz meczet".
To nie zgadza się ani trochę
z tym, jak Abdirizak Bihi postrzega,
to, co próbuje zrobić,
demaskując rekrutację Asz-Szababu,
czyli uratować religię, którą kocham
od małej grupy ekstremistów.
Teraz chcę opowiedzieć ostatnią historię
o 22-letniej studentce prawa z Algierii,
która nazywała się Amel Zenoune-Zouani
i marzyła o karierze prawniczej,
tak jak ja w latach 90.
Odmówiła porzucenia studiów,
mimo że fundamentaliści
atakujący wtedy Algierię,
grozili wszystkim,
ktorzy kontynuowali edukację.
26 stycznia, 1997 roku
Amel wsiadła do autobusu
w Algierze, gdzie mieszkała,
żeby wrócić do domu na wieczór Ramadamu
do swojej rodziny
i już nigdy nie ukończyła
szkoły prawniczej.
Gdy autobus dotarł na obrzeża
jej rodzinnego miasta, zatrzymali go
w punkcie kontrolnym, kierowanym przez
mężczyzn ze Zbrojnej Grupy Islamskiej.
Ponieważ miała ze sobą podręczniki,
Amel została zabrana z autobusu
i zabita na ulicy.
Po podcięciu jej gardła,
mężczyzna powiedział reszcie:
"Jeśli pójdziecie na uniwersytet,
pewnego dnia wszystkich was zabijemy,
tak jak ją."
Amel umarła dokładnie o 5:17 po południu,
o czym wiemy, bo gdy upadła na ulicę
jej zegarek się zepsuł.
Jej mama pokazała mi zegarek
ze jedną wskazówką nadal uniesioną
optymistycznie do góry,
w stronę 5:18, która nigdy nie nadejdzie.
Niedługo przed śmiercią,
Amel powiedziała swojej mamie o sobie
i jej siostrach:
"Nic nam się nie stanie, Inshallah, jak Bóg pozwoli,
ale jeśli coś się stanie,
musisz wiedzieć, że umarłyśmy za wiedzę.
Ty i tata musicie mieć
wysoko uniesione czoła."
Strata takiej młodej kobiety
jest nie do pojęcia,
więc zaczęłam szukać.
Zaczęłam szukać na nowo nadziei Ameli,
jej imię nawet oznacza
"nadzieja" po arabsku.
Znalazłam ją w dwóch miejscach.
Po pierwsze w sile jej rodziny
i innych rodzin, które kontynuowały
opowiadanie swoich historii,
i szły ze swoim życiem
do przodu, mimo terroryzmu.
Siostra Ameli, Lamia, pokonała żal,
poszła do szkoły prawniczej
i dzisiaj pracuje, jako prawnik w Algierze,
co jest możliwe tylko, bo
uzbrojeni fundamentaliści
zostali w większości pokonani w jej kraju.
Drugie miejsce,
gdzie odnalazłam nadzieję Ameli
było wszedzie, gdzie kobiety i mężczyźni
nadal walczą z dżihadem.
Musimy wspierać wszystkich,
ku pamięci Ameli,
którzy kontynuują
walkę o prawa człowieka,
jak Sieć Kobiet Żyjących
Pod Muzułamańskim Prawem.
To nie wystarcza, jak
wspierająca prawa ofiar
Cherifa Kheddar mówiła mi w Algierze,
nie wystarza walczyć z terroryzmem.
Musimy też kwestionować fundamentalizm,
bo fundamentalizm to ideologia,
która, stanowi podłoże terroryzmu.
Czemu ludzie, jak ona, jak oni wszyscy,
nie są bardziej znani?
Czemu wszyscy wiedzą,
kim był Osama bin Laden
i tak niewielu wie o tych,
którzy postawili się Bin Ladenom,
ze swojego otocznia.
Musimy to zmienić i dlatego proszę was,
żebyście przekazali te historie
przez wasze sieci.
Popatrzcie jeszcze raz na zegarek Ameli,
na zawsze w bezruchu
i proszę spójrzcie teraz na własne zegarki
i zdecydujcie, że to jest moment,
kiedy zaangażujecie się
we wsparcie ludzi takich, jak Amela.
Nie mamy prawa milczeć na ich temat,
ponieważ tak jest prościej
lub ponieważ zachodnia polityka
też ma wady,
bo 5:17 ciągle nadchodzi
dla zbyt wielu Ameli Zenoun
w miejscach, jak północna Nigeria,
gdzie dżihadziści wciąż
zabijają studentów.
Czas, by wesprzeć wszystkich,
którzy pokojowo walczą z fundamentalizmem
i terroryzmem w swoich społecznościach
nadszedł teraz.
Dziękuję.
(Aplauz)