Kolejny wieczór, więc zapraszam
na kolejnego Q&A.
Pytanie jest takie: „A co zrobić,
jeżeli ma się trudności z medytacją?
Ludzie normalnie dostają oświecenia,
a mi ciężko się skupić,
przez głowę przebiega mi
milion myśli na minutę,
w żaden sposób niezwiązanych z Bogiem.
PS. Filmik mega".
W tym pytanku jest jedna
zasadnicza, fałszywa informacja.
„Ludzie normalnie dostają oświecenia,
a mi jest ciężko się skupić”.
Kto doznaje oświecenia?
Byłem na miesięcznych rekolekcjach,
miesiąc czasu na rekolekcjach
ignacjańskich w ciszy,
gdzie 4 razy dziennie robiłem medytację,
żadnego oświecenia tam nie doświadczyłem.
10 lat robię medytacje
i żadnych oświeceń no nima.
Wiem, że jak czasami
niektórzy piszą komentarze,
opisują, że czegoś doświadczyli,
ale to, że ktoś to opisuje
w górnolotny sposób,
nie znaczy, że w nim wszystko chodziło.
A na pewno nie jest tak,
że co medytację tak jest.
Jest taki fałsz, który się zakradł
w ogóle w rzeczywistość religijną,
który mówi ludziom, że każda modlitwa,
to ma być poruszenie emocjonalne,
za każdym razem
ma mnie przekręcić wewnętrznie
i katharsis mam przeżywać.
To chyba się dzieje
przez te zjawiska charyzmatyczne.
Ja nie mam nic przeciwko
charyzmatycznym zjawiskom,
ale to nie jest tak
jak na mszach o uzdrowienie,
że za każdym razem
„Pan przychodzi i ty to czujesz".
Nikt ze świętych tak nie miał,
że za każdym razem tak było.
Jest tak, że czasami tak bywa,
ale tak BYWA, a nie tak MA BYĆ.
Jak jest tak emocjonalnie,
to nie znaczy, że jest dobrze.
Jak nie jest emocjonalnie,
to nie znaczy, że jest źle.
Dlaczego? Podam wam przykład.
Najlepsze medytacje, które pamiętam
z czasów Wielkich Rekolekcji,
miesięcznych rekolekcji w milczeniu,
to nie są medytacje,
w których przeżywałem jakieś WOW.
Bywały to takie medytacje,
że było mi ciężko usiąść na modlitwie
i był po prostu jakiś wniosek,
jakaś drobna myśl, która się pojawiała.
Ostatnio w weekend byłem ze znajomymi
i się modliliśmy.
Spotkaliśmy się na modlitwę,
3 medytacje robiliśmy.
Za każdym razem,
jak siadałem do medytacji,
to na początku miałem opór,
a później wielkich poruszeń nie było.
Ale efekt tego był taki,
że te drobne myśli, nie emocjonalne,
były bardzo mądre,
coś wnosiły do mojego życia.
Jaka jest istota medytowania,
przynajmniej ta ignacjańska,
to, co wymyślił Ignacy Loyola?
On nie mówił o medytacjach
jako o modlitwie,
tylko mówił: ćwiczenia duchowe.
Ja byłem raz na mistrzostwach Polski,
zakwalifikowałem się w 2 konkurencjach:
w sprincie i skoku w dal,
trenowałem piłkę nożną
i przez chwilę sztuki walki.
To mnie nauczyło jednej rzeczy:
że jak idziesz na trening wtedy,
kiedy masz ochotę iść na trening,
żadnego postępu nie ma,
bo pójdziesz raz na 10 razy.
Nic się nie posunie.
W rzeczywistości psychicznej i duchowej
jest zupełnie ta sama zasada.
Czyli jeśli idę na terapię
tylko kiedy mam ochotę,
to nie chodzę na terapię.
I kiedy się modlę tylko wtedy,
gdy mam nastrój na modlitwę,
to nie ma żadnego rozwoju,
bo wtedy po prostu nie chodzę,
czekając na dobry stan.
Na trening, terapię,
rozwój psychiczny, modlitwę
trzeba iść ze względu na to, żeby iść,
robić ćwiczenia dla robienia ćwiczeń.
Dopiero jak idę jakąś drogę,
rok, drugi, to zauważam:
„Noo, już jestem w innym momencie”.
A jak jest takie przekonanie,
że ja mam przeżywać coś na modlitwie,
to szukam tylko czegoś emocjonalnego
i jak tego nie ma,
to mam wrażenie,
że mi się nic nie wydarza.
Tam się wydarza dużo,
tylko to są małe kroki,
a czekając na takie wielkie łupnięcia,
że Pan mi da, jak św. Pawłowi
- spadnę z konia, z roweru spadnę,
samochodem wylecę w kosmos
i się nagle coś wielkiego stanie
- takie rzeczy nie przychodzą.
Naprawdę, porzućcie to myślenie.
Tam nie ma się dziać
nic spektakularnego.
To, co odróżnia medytację
dobrą od niedobrej, to jest to
czy moje myśli, które mi się pojawiły,
odniosę do Boga czy nie.
Jak zostanę tylko sam ze sobą
i przeanalizuję,
to można powiedzieć,
że to jest słaba medytacja.
A jak mam jakieś myśli
i odniosę to do Boga,
pomyślę: „A Bóg może coś tu inaczej”,
mam jakiś zwrot od Boga
- nie musi być emocjonalny,
to może być po prostu myśl
albo czyjeś słowo,
które mi się przypomniało -
to jest dobre, bo celem medytowania
jest spotkanie z Bogiem.
Po co ja to robię?
Nie po to, żeby przeżyć coś emocjonalnego,
jakieś katharsis, oczyszczenie.
Nawet nie po to, żeby się uspokoić,
nie po to robię medytację.
Medytację robię po to,
żeby systematycznie, codziennie
odnosić coś do Boga, do wartości.
Jak systematycznie, raz w tygodniu
odnoszę to do Boga,
przyzwyczajam moje myślenie do tego,
że są jakieś wartości.
Odnoszę to do Boga
i moje myślenie zaczyna się przestawiać.
„A co Ty, Panie Boże, na to?”
„A Bóg to, a tu mi się przypomina
taki fragment z Ewangelii”.
To jest rozwój duchowy,
małymi krokami.
Z rozciąganiem jest tak,
że trzeba rozciągać regularnie
i widać np. po roku,
że mogę o 20 cm większy skłon zrobić.
Ale jak codziennie robię ten skłon,
to w ogóle nie widać postępu, nic a nic.
No i to jest cała „magia”,
trzeba wytrzymać to napięcie.
Naprawdę, nie słuchajcie tych konferencji,
które mówią, że trzeba Pana jakoś poczuć.
To jest dobre na początek
i na początku faktycznie Bóg emanuje,
jakoś pokazuje się nam, dotyka nas.
Ale później już nie czekajcie na to,
bo później w ludziach, którzy idą za Nim,
Bóg już inaczej działa,
już nie daje takiego wow.
Nie ma co się nakręcać i marzyć,
żeby było tak, jak było kiedyś,
albo tak, jak jest u innych.
Zapewniam was, że u 95% ludzi
nie ma nagłych oświeceń, oczyszczeń,
tylko jest po prostu zwykła droga.
Tylko się nam w głowę wrzucają
opowieści ludzi, że co ja nie przeżyłem,
bo my też tęsknimy,
chcemy czegoś takiego.
Jak nie ma emocji na modlitwie,
to nie znaczy, że jest źle.
Jak mam rozkojarzone myśli w modlitwie,
to nie znaczy, że jest źle.
Źle jest wtedy,
jak ja nie odnoszę tego do Boga.
Np. mam kłąb myśli i nerwów
- mogę się zastanowić, skąd one wynikają,
jak długo tak mam,
i to odnoszę do Boga.
Nie muszę mieć odpowiedzi,
ale jak za 10. razem zrobię to samo,
to wtedy coś tam już będzie...
Bardzo dobre pierniczki.
Z kawą smakują świetnie.
Jest 12 w nocy.
Piję kawę, bo uwielbiam.
Kawa zawsze i wszędzie.
Piszcie komentarze,
będziemy odpowiadać.
Dobranoc.