W dowolnym momencie w latach 1750-1930,
jeśli zapytalibyśmy wykształconych ludzi,
jaki jest cel poezji, sztuki, czy muzyki,
odpowiedzieliby: "piękno".
A gdybyśmy zapytali o jego cel,
dowiedzilibyśmy się, że piękno to wartość
równie ważna co prawda i dobro.
Potem w XX w. piękno przestało być ważne.
Sztuka coraz bardziej miała niepokoić
i łamać tematy tabu.
To nie piękno zdobywa nagrody,
ale oryginalność osiągnięta jakkolwiek
i jakimkolwiek moralnym kosztem.
Nie dość, że sztuka stworzyła kult brzydoty,
ale i architektura stała się
bezduszna i sterylna.
Nie tylko nasze fizyczne otoczenie
stało się brzydkie.
Nasz język, muzyka i maniery
stają się krzykliwe,
egoistyczne i obraźliwe,
jak gdyby nie było miejsca w życiu
na piękno i dobry gust.
Słowo, które widnieje na tych wszystkich
brzydkich obiektach, to "ja".
Moje korzyści, pragnienia, potrzeby.
A sztuka nie ma nic do powiedzenia poza:
"Tak, to dobry pomysł."
Myślę, że tracimy piękno
i istnieje niebezpieczeństwo,
że razem z nim stracimy sens życia.
Nazywam się Roger Scruton.
Jestem filozofem i pisarzem.
Zajmuję się zadawaniem pytań.
Przez ostatnie lata zadawałem
pytania o piękno.
Piękno było w centrum naszej cywilizacji
od przeszło 2000 lat.
Od swoich początków w starożytnej Grecji,
filozofia zastanawiała się nad miejscem piękna
w sztuce, poezji, muzyce, architekturze
i codziennym życiu.
Filozofowie przekonywali, że
przez poszukiwanie piękna,
czynimy świat naszym domem.
My także zrozumieliśmy naszą własną naturę
jako duchowe istoty.
Ale nasz świat odwrócił się od piękna
i przez to jesteśmy otoczeni
brzydotą i wyobcowaniem.
Chcę Was przekonać, że piękno ma znaczenie,
nie tylko jako subiektywne odczucie,
ale jako uniwersalna potrzeba ludzi.
Jeżeli ją ignorujemy, wysyłamy siebie
na duchową pustynię.
Chcę Wam pokazać, jak wyjść z tej pustyni
drogą, która prowadzi do domu.
Wielcy artyści przeszłości mieli świadomość,
że życie ludzkie jest pełne chaosu
i cierpienia,
ale mieli na to lekarstwo.
A nazywa się ono: piękno.
Piękne dzieło sztuki przynosi
pocieszenie w smutku
i afirmację w radości.
Pokazuje, że życie ludzkie ma wartość.
Wielu współczesnych artystów zmęczyło się
tym zadaniem.
Nieprzewidywalność życia, jak myślą,
nie może być odkupione przez sztukę.
Zamiast tego, powinno być wystawiane.
Pomysł ten zapoczątkował prawie 100 lat temu
francuski artysta Marcel Duchamp,
który podpisał pisuar fikcyjnym "R. Mutt"
i zgłosił na wystawę.
Jego gest był satyryczny,
zaprojektowany by wyśmiać świat sztuki
i związany z nim snobizm.
Jednak został zinterpretowany inaczej:
jako dowód, że wszystko może być sztuką.
Tak jak światło gasnące i zapalające się,
puszka odchodów
albo nawet stos cegieł.
Sztuka nie ma już statusu świętości.
Nie podnosi nas moralnie
ani na duchowe wyżyny.
To tylko ludzki gest, znaczący nie więcej
niż śmiech czy krzyk.
"Oni chyba się z nas śmieją. To stos cegieł"
Sztuka niegdyś kultywowała piękno.
Teraz mamy kult brzydoty.
Skoro świat wzbudza niepokój,
sztuka także powinna.
Ci, którzy szukają piękna w sztuce,
są oderwani od rzeczywistości.
Czasem intencją jest nas zszokować,
ale to, co jest szokujące za pierwszym razem,
z każdym kolejnym staje się nudne
i bezsensowne.
To robi ze sztuki wyrafinowany żart,
który jednak już przestał być śmieszny.
Choć krytycy nadal go podtrzymują,
bojąc się powiedzieć, że król jest nagi.
Kreatywnej sztuki nie osiąga się ot tak,
zwyczajnie mając pomysł.
Oczywiście pomysły mogą być
interesujące i zabawne
ale to nie uzasadnia przywłaszczenia
etykiety "sztuki",
Jeśli dzieło sztuki to nie więcej niż pomysł,
każdy może być artystą
a każdy obiekt może być dziełem sztuki.
Nie potrzeba już umiejętności,
smaku ani kreatywności.
- To, co próbował Pan robić, jak rozumiem,
to odjąć sztuce wartości,
mówiąc: "nazwanie czegoś sztuką,
czyni z tego sztukę."
- Tak, ale dla mnie
nazwa "dzieło sztuki" nie jest zbyt ważna,
nie obchodzi mnie słowo "sztuka",
bo ono było już tyle razy dyskredytowane.
- Ale, w zasadzie,
przyczynił się Pan do tego, prawda?
Tak, zrobiłem to celowo.
Chcę się go pozbyć.
tak jak wielu ludzi pozbyło się religii.
Ludzie zaakceptowali Duchampa
i jego ocenę.
Ja uważam, że on nie pozbył się sztuki,
a jedynie kreatywności.
A jednak, prace Duchampa nadal mają wpływ
na bieg sztuki w dzisiejszych czasach.
Artysta Michael Craig-Martin, który uczył
licznych młodych brytyjskich artystów,
których prace dominują w świecie sztuki,
podążył za przykładem Duchampa,
swoją własną pracą zatytułowaną "Dąb".
Składa się z szklanki z wodą na półce
i tekstu wyjaśniającego, dlaczego jest to dąb.
Kiedy po raz pierwszy wszedłem
do Kaplicy św. Piotra
i zobaczyłem "Pietę" Michała Anioła,
to było dla mnie przemieniające
doświadczenie.
Zmieniło się wtedy moje życie.
Czy myślisz, że ktoś może
doświadczyć tego samego
z pisuarem Duchampa?
albo może z Twoim "Dębem",
które w zasadzie jest podobne?
- Wiem, że kiedy ja byłem nastolatkiem
i natknąłem się pierwszy raz na Duchampa
i jego "Ready-made",
byłem absolutnie zachwycony.
Nie wydaje mi się, żeby ludzie byli
zachwyceni pięknem,
kiedy widzą ten pisuar,
on nie ma być piękny.
Ale to nie znaczy, że nie ma w nim czegoś,
co pobudza wyobraźnię.
Wydaje mi się, że pobudzanie wyobraźni
jest kluczem do tego, co jest celem sztuki.
Duchamp uważał, że sztuka za bardzo
skupiała się
na technice, zbyt interesowała optyką.
Uważał, że stała się skorumpowana
intelektualnie i moralnie.
Jego powodem tworzenia sztuki
nie mieszczącej się w systemie
nie był cynizm,
ale próba powiedzenia:
"Próbuję tworzyć sztukę, która zaprzecza
temu wszystkiemu, co ludzie uważają
za konieczne w sztuce.
Próbuję powiedzieć, że centralne pytanie
leży gdzieś indziej.
Rozumiem, że stan rzeczy musiał się zmienić,
Duchamp próbował to zrobić,
ale w co chciał zmienić?
Cóż, nawet w swoich najśmielszych snach
nie mógłby sobie wyobrazić
rzeczy, które się wydarzyły.
On sam, jestem przekonany,
nie miał pojęcia
jak centralna była kwestia,
na którą się natknął.
W skrócie: dzieło sztuki jest nim,
ponieważ my je za takie uważamy.
I myślę, że to ważne, żeby powiedzieć,
że pojęcie piękna zostało rozszerzone
żeby zawrzeć rzeczy, o których
wcześniej by nigdy nie pomyślano.
Częścią roli artysty jest sprawiać,
by ludzie zauważyli w czymś piękno,
w czymś, co wcześniej nie było uważane
za piękne aż do teraz.
- Jak puszka odchodów.
- Cóż, co do tego nie jestem pewien,
czy to jest piękne.
Ale jeśli weźmiemy na przykład coś,
co nie stara się być piękne,
jak na przykład Jeff Koons.
Jeff Koons zrobił rzeczy zachwycająco piękne,
- Za dużo kiczu. Kiczu posypanego cukrem.
- To jest przedmiot jego pracy,
a nie jego istota.
- Jaki jest pożytek z takiej sztuki?
W czym ona pomaga ludziom?
- Mam nadzieję, że pozwala ludziom
zobaczyć świat, w którym żyją
w sposób, który da mu więcej znaczenia.
To nie idealny świat, albo inny świat,
jakieś lepsze miejsce,
ale ten tu i teraz,
ten, w którym są,
żeby próbować w nim żyć trochę łatwiej,
w tym świecie, który mają.
A więc dzisiejsza sztuka pokazuje świat,
jakim jest,
tu i teraz, z jego niedoskonałościami,
ale czy efektem rzeczywiście jest sztuka?
Z pewnością coś nie jest dziełem sztuki
tylko dlatego
że oferuje kawałek rzeczywistości,
łącznie z brzydotą,
i o tym krzyczy.
Sztuka potrzebuje kreatywności,
a kreatywność polega na dzieleniu się.
To wezwanie dla innych do tego,
żeby zobaczyli świat tak jak artysta.
Dlatego znajdujemy piękno
w naiwnej dziecięcej sztuce.
Dzieci nie dają nam idei
w miejscu kreatywnych obrazów,
ani nie zanurzają się w brzydocie.
Próbują afirmować świat tak,
jak go widzą
i dzielić się tym, co czują.
Coś z dziecięcej czystej radości tworzenia
zostaje w każdej prawdziwej pracy.
Ale kreatywność to za mało,
a umiejętność prawdziwego artysty
ukazuje się w pokazywaniu
rzeczywistego w świetle idealnego -
żeby je przekształcić.
To właśnie osiąga Michał Anioł w swoim
wspaniałym przedstawieniu Dawida.
Ale kiedy natrafiamy na kawałek gipsu
w kształcie Dawidowym
jako dekoracja ogrodowa,
to w ogóle pięknem nie jest.
Brakuje mu kluczowego składnika,
czyli kreatywności.
Rodzaj dyskusji, które przeprowadzam,
jest niebezpieczny.
W naszej demokratycznej kulturze,
ludzie często myślą, że
krytyka czyjegoś gustu jest grożeniem.
Niektórzy są wręcz oburzeni sugestią,
że jest różnica między
dobrym i złym gustem.
Albo że to, na co patrzymy,
co czytamy i czego słuchamy
ma znaczenie.
Ale to nie jest dla nikogo pomocne.
Są standardy piękna, które mają
mocny fundament w ludzkiej naturze
Musimy ich szukać i włączyć
do naszego życia.
Może ludzie stracili wiarę w piękno,
ponieważ stracili wiarę w ideały.
Jedyne, co istnieje - jak chcą myśleć -
to świat apetytu.
Nie ma innych wartości jak
tylko te utylitarne.
Coś ma wartość jeśli jest użyteczne.
A jak piękno jest użyteczne?
"Cała sztuka jest absolutnie bezużyteczna",
napisał Oscar Wilde,
chcąc chwalić sztukę.
Dla niego piękno było wartością
większą niż użyteczność.
Ludzie potrzebują bezużytecznych rzeczy
tak samo
a może nawet bardziej niż
rzeczy z pożytkiem.
Pomyśl tylko: jaki jest użytek z miłości,
z przyjaźni, z wielbienia?
Nie ma żadnego.
I tak samo jest z pięknem.
Nasza konsumpcyjna kultura stawia
użyteczność na pierwszym miejscu,
a piękno jest niczym więcej
niż efektem ubocznym.
Skoro sztuka jest bezużyteczna,
nie ma znaczenia co czytasz,
na co patrzysz, czego słuchasz.
Jesteśmy atakowani z każdej strony
wiadomościami,
podniecani, kuszeni nieopisaną żądzą.
To jest jeden z powodów, dlaczego
piękno znika z naszego świata.
"Biorąc czy dając", pisał Wordsworth,
"tracimy coś z siebie."
W naszej kulturze reklama jest
ważniejsza niż dzieło sztuki,
a one często próbują przykuć
naszą uwagę tak jak reklamy:
poprzez bycie krzykliwymi
albo oburzającymi,
jak ta ozdobna platynowa czaszka
autorstwa Damiana Hirsta.
Tak jak reklamy, dzisiejsze dzieła sztuki
celują w to, żeby stworzyć markę
nawet jeśli nie mają do sprzedania
żadnego produktu oprócz siebie.
Napada się na piękno z dwóch stron:
kultu brzydoty w sztuce
i kultu użyteczności w codziennym życiu.
Te dwa kulty połączyły się
w świecie nowoczesnej architektury.
Na początku XX w. architekci,
tak jak artyści,
zaczęli się niecierpliwić pięknem
i w jego miejsce wstawili użyteczność.
Amerykański architekt Louis Sullivan
wygłosił credo modernistów,
kiedy powiedział, że forma
podąża za funkcją.
Innymi słowy, trzeba przestać myśleć
o tym, jak budynek wygląda,
a zamiast tego myśleć o tym, co robi.
Doktryna Sullivana była używana,
by uzasadnić największą zbrodnię
przeciwko pięknu jaką świat widział,
a była to zbrodnia współczesnej
architektury.
Wychowywałem się niedaleko Reading,
które było uroczym wiktoriańskim miastem
z małymi uliczkami
i gotyckimi kościołami
zdobione przez eleganckie budynki
i dostojne hotele.
Ale w latach 60. zaczęło się to zmieniać.
Tutaj, w centrum, przytulne uliczki
zostały zniszczone
żeby zrobić miejsce biurowcom,
przystankom i parkingom,
zaprojektowanym bez względu na piękno,
a rezultat jasno udowadnia, że jeśli
użyteczność jest jedynym kryterium,
budynki, które budujesz wkrótce
staną się bezużyteczne.
Ten budynek jest zabity deskami,
bo nie był nikomu potrzebny.
Nie był nikomu potrzebny,
bo nikt nie chciał w nim być.
Nikt nie chciał w nim być,
bo jest tak okrutnie brzydki.
Gdzie nie spojrzeć, wszędzie jest brzydota
i oszpecenie.
Biura i stacja autobusów
zostały opuszczone,
i tylko gołębie czują się tu jak w domu,
brudząc chodniki.
Wszystko zostało zdewastowane.
Ale nie powinniśmy obwiniać wandali.
To miejsce zostało zbudowane przez wandali,
a ci, którzy dodali graffiti,
zaledwie dokończyli dzieła.
Większość naszych miast ma miejsca
takie, jak te,
w których budynki zbudowane
wyłącznie ze względu na użyteczność
szybko stały się bezużyteczne.
Ale architekci nie wyciągnęli
z tego wniosków.
Kiedy opinia publiczna zaczęła
reagować przeciwko
brutalnemu betonowemu stylowi z lat 60.
architekci zwyczajnie zastąpili go
nowym rodzajem złomu.
Szklane ściany zawieszone na metalowych
konstrukcjach
z absurdalnymi detalami, które do niczego
nie pasują.
Wynikiem jest kolejna tragedia,
która jest tylko po to,
żeby zostać zniszczoną.
W środku całego tego spustoszenia
znajdujemy fragment ulic,
które zostały zniszczone.
Niegdyś kuźnia, teraz kawiarnia.
Ludzie przychodzą tu zewsząd,
bo są tu resztki życia,
życia, które pochodzi z tego budynku.
Znów wracam do zdania
Oscara Wilda,
że cała sztuka jest bezużyteczna.
Postaw użyteczność na pierwszym miejscu,
a ją stracisz.
Postaw piękno na pierwszym miejscu,
a to, co robisz,
użyteczności nigdy nie straci.
Okazuje się, że nie ma nic bardziej
użytecznego niż to, co jest bezużyteczne.
Widać to w tradycyjnej architekturze,
w jej dekoracyjnych detalach.
Ozdoby wyzwalają nas z tyranii
użyteczności
i zaspokajają naszą potrzebę
harmonii.
W dziwny sposób sprawiają, że
czujemy się jak w domu.
Przypominają, że mamy coś więcej
niż praktyczne potrzeby.
Nie kierują nami tylko zwierzęce żądze,
jak jedzenie czy spanie.
Mamy też duchowe i moralne potrzeby.
I jeśli one nie są zaspokajane,
my też nie jesteśmy.
Wszyscy wiemy jak to jest,
nawet na co dzień,
zostać przeniesionym dzięki rzeczom,
które widzimy,
ze zwyczajnego świata naszych łaknień
do oświeconej sfery kontemplacji.
Promień słońca, wspomnienie melodii,
twarz ukochanej osoby,
docierają do nas w momentach
największego rozproszenia,
i nagle życie staje się interesujące.
To są ponadczasowe momenty,
w których czujemy obecność
innego i wyższego świata.
Od początków zachodniej cywilizacji
poeci i filozofowie widzieli doświadczenie
piękna jako wezwanie do boskości.
Platon, piszący w Atenach w IV w. p.n.e.,
przekonywał, że piękno to znak
innego i wyższego porządku.
Postrzegając piękno okiem umysłu,
jak pisał,
będziesz mógł pielęgnować
prawdziwą cnotę
i stać się przyjacielem Boga.
Platon był idealistą.
Wierzył, że ludzie są pielgrzymami
i pasażerami w tym świecie,
stale szukającymi czegoś poza nim,
wieczności, w której będziemy
zjednoczeni z Bogiem.
Bóg istnieje w transcendentalnym świecie,
do którego my, ludzie, aspirujemy,
ale którego nie możemy bezpośrednio poznać.
Jednym sposobem na złapanie
rąbka tej niebiańskiej sfery tu na ziemi
jest doświadczenie piękna.
To prowadzi do paradoksu.
Dla Platona, piękno było przede wszystkim
pięknem ludzkiej twarzy
i ludzkiego kształtu.
Uwielbienie piękna, jak myślał,
pochodzi z miłości eros,
z pasji, którą każdy z nas czuje.
My byśmy nazwali to
romantyczną miłością.
Dla Platona, eros to kosmiczna siła,
która przepływa przez nas
w formie seksualnego pożądania.
Ale jeśli ludzkie piękno wzbudza pożądanie,
jak może mieć coś wspólnego z boskością?
Pożądanie jest dla człowieka
żyjącego w tym świecie.
To nagłe uczucie.
Pożądanie seksualne daje nam
dwojaki wybór:
adoracja albo pragnienie,
miłość albo pożądanie.
Pożądanie to branie,
a miłość to dawanie.
Pożądanie przynosi brzydotę.
Brzydotę ludzkich relacji,
w których jedna osoba traktuje drugą
jak przedmiot, którego można się pozbyć.
Żeby dostać się do źródła piękna,
musimy pokonać pożądanie.
To pragnienie bez pożądania
dzisiaj uznajemy za miłość platoniczną.
Kiedy widzimy piękno w młodej osobie,
to dlatego, że dostrzegamy światło
wieczności, jaśniejące w jej rysach
z niebiańskiego źródła
spoza naszego świata.
Piękny ludzki kształt jest zaproszeniem
do zjednoczenia się z nim
duchowo, nie fizycznie.
Nasze poczucie piękna jest zatem religijnym,
a nie zmysłowym uczuciem.
Ta teoria Platona jest zadziwiająca.
Według niego, piękno jest gościem
z innego świata.
Nie możemy z nim nic zrobić,
oprócz kontemplowania jego
czystego blasku.
Wszystko inne zanieczyszcza
i profanuje,
niszcząc jego świętą aurę.
Teoria Platona może wydawać się
dzisiaj dziwaczna,
ale jest jedną z najbardziej
wpływowych teorii w historii.
W naszej cywilizacji poeci, gawędziarze,
malarze, księża i filozofowie
byli inspirowani poglądami Platona na temat
seksu i miłości.
Jeśli tylko spojrzymy na kącik z poezją,
szukając osób, które chciały wyrazić
Platońską wizję miłości erotycznej,
zobaczmy, co tu mamy.
Thomas Malory i "Śmierć Artura"
poezja Johna Donna,
Sir Gawain i Zielony Rycerz,
Chaucer, szczególnie "Opowieść Rycerza",
Poematy Perły,
niezwykły wyraz Platońskiego światopoglądu.
Cavalcanti, mistrz Dantego
i sam Dante oczywiście też,
Spenser i jego "Królowa Wieszczek"
"Dafydd i Gwilym", walijska wersja,
kobieta-trubadur, Christina Rossetti,
żeby było bardziej wiktoriańsko.
i tak dalej.
Wczesnorenesansowy malarz Sandro Botticelli
zilustrował tę teorię
w swoim sławnym obrazie pokazującym
narodziny Wenus,
bogini miłości erotycznej.
Wenus patrzy na świat z miejsca
dalekiego od pożądania.
Zaprasza nas do wykroczenia poza
nasze ziemskie żądze
i zjednoczenia się z nią
poprzez czystą miłość piękna.
Modelką Botticellego była
Simonetta Vespucci.
Botticelli kochał ją aż do końca jej
krótkiego życia
i poprosił, żeby go pochować
u jej stóp.
Reprezentowała dla niego platoński ideał.
Piękno do kontemplowania,
nie do posiadania.
Platon i Botticelli mówią nam, że prawdziwe
piękno leży poza seksualnym pożądaniem.
Możemy je znaleźć nie tylko
w atrakcyjnej młodej osobie,
ale też w twarzy pełnej starości,
żałoby i mądrości,
tak jak malował Rembrandt.
Piękno twarzy jest symbolem życia,
które wyraża.
To ciało stające się duchem,
a my, zatrzymując na tym wzrok,
zdajemy się patrzeć wprost w duszę.
Malarze tacy jak Rembrandt są ważni,
gdyż pokazują nam, że piękno
to zwyczajna, codzienna rzecz.
Jest wszędzie dookoła nas.
Potrzebujemy jedynie oczu,
żeby je zobaczyć,
i serca, żeby je poczuć.
Nawet najzwyklejsze wydarzenie może
stać się czymś pięknym dzięki malarzowi,
który potrafi zobaczyć sedno sprawy.
Tak długo, jak wiara w transcendentalnego
Boga była silnie zakotwiczona
w sercu naszej cywilizacji,
artyści i filozofowie kontynuowali
platońską myśl o pięknie.
Piękno było objawieniem Boga
tu i teraz.
To religijne podejście do piękna
trwało przez 2000 lat,
ale w XVII w. rewolucja przemysłowa
zasiała ziarnko niepewności.
Średniowieczny Kościół zaakceptował
starożytny pogląd,
że Ziemia leży w centrum
wszechświata.
Później Kopernik i Galileusz udowodnili,
że Ziemia okrąża Słońce,
a Newton dokończył ich dzieła,
opisując wszechświat zegarowy,
w którym każdy moment jest mechanicznym
efektem poprzedniego ruchu.
To była oświeceniowa wizja,
która opisywała świat jak gdyby
nie było w nim miejsca na bogów i duchy.
Na wartości i ideały.
Nie było miejsca na nic,
poza miarowym ruchem zegarowym,
który sprawia, że Księżyc okrąża Ziemię,
a Ziemia Słońce
bez żadnego celu.
W samym środku newtonowskiej teorii
jest dziura w kształcie Boga,
duchowa próżnia.
A jeden filozof w szczególności
postanowił wypełnić tę dziurę.
To trzeci hrabia Shaftesbury.
Nauka wyjaśnia rzeczy,
jak myślał Shaftesbury,
ale jej obraz świata jest w jednym wymiarze
niekompletny.
My możemy zobaczyć świat
z innej perspektywy.
Nie próbując go użyć,
albo wyjaśnić,
ale tylko kontemplować
to, jak wygląda.
Tak, jak możemy kontemplować krajobraz,
albo kwiat.
Pomysł, że świat jest wewnętrznie
pełen znaczenia i oczarowania,
że nie potrzebuje religijnej
doktryny do istnienia,
odpowiedział na głęboką
emocjonalną potrzebę.
Piękno nie zostało w świecie
zasiane przez Boga,
ale odkryte przez ludzi.
Shaftsbury i jego teoria zachęcały
do kultu piękna,
który podniósł docenianie
sztuki i natury
do rangi miejsca niegdyś zajmowanego
przez uwielbienie Boga.
Piękno miało wypełnić tę dziurę
w kształcie Boga,
zrobioną przez naukę.
Artyści nie byli już ilustratorami
świętych historii,
którzy pracowali jako słudzy Kościoła.
Sami odkrywali historie, interpretując
tajemnice natury.
Krajobrazy, które był kiedyś zaledwie
tłem świętych obrazów,
stały się pierwszym planem,
często ukazując ludzką postać
zagubioną gdzieś w ich zagłębieniach.
Dla Shaftsbury'ego nie potrzeba dzieła sztuki,
żeby zaprezentować nam piękno świata.
Musimy tylko spojrzeć na rzeczy
czystym wzrokiem i wolnymi emocjami.
Shaftsbury mówi nam, żeby przestać
używać rzeczy,
przestać je wyjaśniać i nadużywać,
ale żeby zamiast tego na nie spojrzeć.
Wtedy zrozumiemy, co one znaczą.
Przesłanie kwiatu to kwiat.
Buddyści Zen mówili w podobny sposób.
Tylko poprzez zostawienie naszych
interesów i zajęć na stronie,
możemy doznać prawdziwego sedna kwiatu.
Patrząc na rzeczy w ten sposób,
odkrywamy ich piękno.
Największy filozof Oświecenia,
Immanuel Kant,
był głęboko zainspirowany
pomysłami Shaftsbury'ego.
Kant dowodził, że doświadczenie piękna
przychodzi,
gdy odłożymy na bok nasze zamiary.
Kiedy patrzymy na rzeczy nie po to,
by je użyć do naszych celów
albo by wyjaśnić, jak działają,
albo by zaspokoić nasze potrzeby czy żądze,
ale żeby je wchłaniać i przyjmować, czym są.
Pomyśl o radości, którą odczuwasz,
kiedy trzymasz w ramionach
dziecko przyjaciela.
Nie chcesz nic z dzieckiem zrobić,
nie chcesz go zjeść,
użyć do czegoś albo przeprowadzić
naukowego eksperymentu.
Chcesz tylko na nie patrzeć
i doświadczać fali radości,
która przychodzi, kiedy skupiasz
wszystkie swoje myśli na dziecku,
i żadnej na sobie.
To Kant nazywa bezinteresownym podejściem.
To podejście leży u podstaw naszego
doświadczenia piękna.
Wyjaśnienie tego jest nadzwyczaj trudne,
ponieważ jeśli tego nie doświadczyłeś,
nie będziesz wiedział, czym jest.
Ale każdy słuchający pięknego utworu,
oglądający niezwykły krajobraz,
czytający wiersz, który, jak się zdaje,
ujmuje sedno sprawy,
każdy w doświadczeniu powie:
"Tak, to wystarczy"
Dlaczego jednak to doświadczenie
jest tak ważne?
Spotkanie z pięknem jest tak intensywne,
tak natychmiastowe i osobiste,
ale zdaje się ledwo pasować
do zwyczajnego świata.
Mimo to piękno jaśnieje ze zwyczajnych
przedmiotów.
Czy to część naszego świata,
czy wymysł naszej wyobraźni?
Przez większość czasu, nasze życie
jest zorganizowane według codziennych spraw.
Ale czasem jesteśmy wybijani
z naszego samozadowolenia
w obecności czegoś znacznie
ważniejszego
niż nasze codzienne potrzeby
i zainteresowania.
Czegoś spoza naszego świata.
Od Platona do Kanta, filozofowie próbowali
ująć przedziwny sposób,
w który piękno nam się objawia,
jak nagły promień słońca
albo przypływ miłości.
Dla Platona jedynym wyjaśnieniem
tego doświadczenia
było jego transcendentalne pochodzenie.
Ono przemawia do nas
jak głos Boga.
Kant, w dużo bardziej trzeźwy sposób,
wierzył, że doświadczenie piękna łączy nas
z ostateczną tajemnicą istnienia.
Poprzez piękno, jesteśmy wprowadzeni
w obecność świętości.
Możemy zrozumieć tych filozofów,
jeśli pomyślimy o tym, co czujemy
w obecności śmierci.
Szczególnie śmierci bliskiej osoby.
Patrzymy ze zgrozą na ludzkie ciało,
z którego uleciało życie.
Jesteśmy niechętni, by dotknąć
nieżywe ciało.
Nie uważamy go za właściwą część
naszego świata,
raczej jak gdyby za gościa
z jakiejś innej sfery.
To samo poczucie transcendencji
pojawia się w doświadczeniu,
które zainspirowało Platona.
Doświadczenie zakochiwania się.
To także jest uniwersum ludzi,
i jest to doświadczenie
przedziwnego rodzaju.
Twarz i ciało ukochanej osoby są
przesycone intensywnością,
ale w jednym kluczowym aspekcie
są jak ciało zmarłego.
Zdają się nie pasować do świata
codziennego.
Poeci poświęcili tysiące słów
doświadczeniu,
które wydaje się być niemożliwe
do ujęcia w słowa.
Ale te wielkie zmiany
w strumieniu życia,
ta chęć do zjednoczenia się
z drugą osobą,
strata ukochanej osoby,
są momentami, które uważamy za święte.
Jeśli popatrzymy na historię idei piękna,
zobaczymy, że filozofowie i artyści
mieli dużo powodów ku temu,
by łączyć piękne ze świętym
i widzieć naszą potrzebę piękna
jako coś głęboko w naszej naturze,
część naszej tęsknoty za pocieszeniem
w świecie zagrożenia, smutku i niepokoju.
Dzisiaj wielu artystów patrzy
na piękno z pogardą,
pozostałość po sposobie życia,
który zniknął,
który nie ma prawdziwego połączenia
z otaczającym nas światem.
A zatem jest pragnienie, by zbezcześcić
doświadczenie seksu i śmierci,
pokazując je trywialnie i bezosobowo,
co niszczy całe poczucie ich
ważności duchowej.
Tak jak ci, co odrzucają religię,
mają potrzebę przedrzeźniać wiarę,
którą stracili,
tak samo artyści czują chęć, by traktować
ludzkie życie w poniżający sposób
i przedrzeźniać podążanie za pięknem.
To celowe bezczeszczenie jest także
zaprzeczeniem miłości,
próbą stworzenia na nowo świata
jak gdyby miłość już nie była jego częścią.
A to, jak mi się wydaje,
jest najważniejszą cechą
naszej postmodernistycznej kultury,
że to jest pozbawiona miłości kultura,
zdeterminowana, by ukazać ludzki świat
jako niemożliwy do kochania.
Oczywiście ten zwyczaj rozwodzenia się
nad niepokojącą stroną życia
nie jest niczym nowym.
Od początków naszej cywilizacji,
to było jedno z zadań sztuki,
by wziąć to, co najbardziej bolesne w życiu,
i odkupić to w pięknej formie.
Kamienni z was ludzie!
Gdybym miał wasze języki i oczy,
Tak bym ich użył, żeby niebo pękło!
Ach, ona znikła na zawsze!
[Król Lear, W. Shakespeare,
tłum. Leon Ulrich]
Sztuka ma możliwość odkupienia życia,
poprzez znalezienie piękna nawet
w najgorszych aspektach.
"Ukrzyżowanie" Mantegni, ukazujące
najbardziej okrutną i najbrzydszą ze śmierci,
osiąga pewną majestatyczność i spokój.
Odkupuje horror tego, co pokazuje.
W obliczu śmierci, ludzie nadal mogą
pokazać szlachetność, współczucie i godność,
a sztuka pomaga nam zaakceptować śmierć,
pokazując ją w takim właśnie świetle.
Co z rzeczami, które nie są tragiczne,
lecz tylko wstrętne albo zdeprawowane?
Czy sztuka potrafi znaleźć piękno
nawet tutaj?
Ten obraz Delacroix pokazuje nam
łóżko artysty w całym swoim
obskurnym nieporządku.
On też przynosi piękno tam,
gdzie go brakuje
i niejako obdarza błogosławieństwem
swój emocjonalny chaos.
Delacroix mówi: "Spójrz, jak te poplamione
prześcieradła zapisują niespokojne sny,
dręczoną energię osoby, która je zostawiła
i jak światło pada na nie,
jak gdyby były ciągle ożywione śniącym.
Łóżko jest przemienione twórczym aktem,
żeby stało się czymś innym:
jasnym symbolem stanu człowieka,
który tworzy łącze między nami i artystą.
Niektórzy tak samo opisują "Moje łóżko"
Tracey Emin,
ale jest ogromna różnica między
prawdziwym dziełem sztuki
które upiększa to, co brzydkie,
i fałszywym dziełem sztuki,
które współdzieli brzydotę, którą pokazuje.
To jest współczesne życie, z całą swoją
losowością i nieporządkiem.
- Co sprawia, że to jest sztuką,
a nie tylko zabałaganionym łóżkiem?
- Po pierwsze, to jest sztuką,
bo ja tak mówię.
- Pani tak mówi?
- Tak, ja tak mówię.
- A co Pani by chciała, żeby powiedział
odwiedzający galerię?
Chyba nie ma powiedzieć:
"Ale to jest piękne!"
- Nie, nie! Na to nie liczę.
- Czy Pani myśli, że to piękne?
- Tak, ja myślę, że tak.
Inaczej bym tego nie pokazała.
Jak to może być piękne dzieło sztuki,
jeśli nawet nie próbuje przemienić
surowego materiału jakiegoś pomysłu?
To tylko jedna z wielu
wstrętnych rzeczywistości,
dosłownie niepościelone łóżko.
Wracamy do pytania, które zadał Duchamp
swoim pisuarem:
czy wszystko może być sztuką?
To pytanie zajmuje zarówno niedoszłych
innowatorów,
i tradycjonalistów takich jak
Alexander Stoddart,
rzeźbiarza pomników, którego prace
stoją w publicznych miejscach na całym świecie,
a także w Galerii Królowej
w Pałacu Buckingham.
- Obrońca sztuki konceptualnej mógłby
powiedzieć,
że pomysł może być piękny.
Nie ma nic złego w sztuce konceptualnej
jako takiej.
- Tak, ale to dziedzina jak każda inna.
Prawnik może wpaść na piękny pomysł.
Polityk, lekarz... "wyleczmy raka".
Piękny pomysł.
Ale nie mówi o tym artyście.
Sztuka konceptualna jest całkowicie
ograniczona słowami.
To rodzaj sztuki, który wyczerpał
swój opis słowny.
więc jak tylko zobaczysz pół krowy
w beczce formaldehydu,
to już nic więcej tam nie znajdziesz.
Sam przedmiot może trafić na śmietnik,
jak łóżko Tracey Emin,
które jest tego idealnym przykładem.
Jeśli przeszedłbyś obok śmietnika
w jakimś zaułku
i zobaczył to łóżko stojące tam,
poszedłbyś dalej.
Ale oczywiście gdybyś zobaczył choćby
sam tors Apollo Belvedere w tym śmietniku,
zatrzymałbyś się, pewnie spróbowałbyś się
do niego wspiąć i wyjąć rzeźbę.
Przychodzi do mnie wielu studentów
z wydziałów rzeźby,
oczywiście w tajemnicy,
bo nie chcą mówić swoim wykładowcom,
że przyszli do obozu wroga.
I mówią: "próbuję zrobić model figury,
i modelowałem glinę, a wykładowca przyszedł
i kazał to przeciąć na pół,
a na wierzchu rozrzucić trochę odchodów,
żeby było bardziej interesująco.
- Tak się czuję co do znormalizowanej
profanacji,
która dziś uchodzi za sztukę,
a jest w zasadzie niemoralnością,
ponieważ próbuje wymazać znaczenie
z formy ludzkiej.
- Próbuje także wymazać wiedzę,
Działalność artystyczna odwróciła się
od starego planu,
który umieścił sztukę i rzemiosło
na szczycie listy zadań.
Alexander Stoddard i inni, którzy
próbowali odtworzyć
to odwieczne połączenie pomiędzy
pięknym i świętym,
są widziani jako staromodny
i absurdalni.
Ten sam rodzaj krytyki jest kierowany
w stronę tradycjonalistów w architekturze.
Jednym z celów jest Leon Krier,
architekt współczesnego miasta
autorstwa Księcia Walii,
Poundbury.
Projektując skromne ulice,
ułożone w tradycyjny sposób,
używając wypróbowanych i lubianych
szczegółów,
które służą nam od stuleci,
Leon Krier stworzył autentyczną osadę.
Proporcje są ludzkimi proporcjami,
szczegóły są miłe dla oka.
To nie jest wspaniała ani oryginalna
architektura,
ani nie próbuje nią być.
To skromna próba zrobienia jak należy,
poprzez podążanie za
tradycyjnymi wzorami i przykładami.
To nie nostalgia, ale wiedza przekazywana
z pokolenia na pokolenie.
Architektura, która nie szanuje przeszłości,
nie szanuje teraźniejszości,
ponieważ nie szanuje podstawowych
potrzeb ludzkich w architekturze,
czyli budowania długo stojącego domu.
Pokazałem niektóre ze sposobów,
jak artyści i architekci
odpowiadają na potrzebę piękna.
Robiąc tak, dali naszemu światu znaczenie.
Dawni mistrzowie wiedzieli, że
mamy zarówno duchowe potrzeby,
jak i zwierzęce żądze.
Dla Platona piękno było ścieżką do Boga,
a oświeceniowi myśliciele widzieli
sztukę i piękno
jako sposób na uratowanie siebie
przed bezsensowną codziennością
i wzniesienie na wyższy poziom.
Ale sztuka odwróciła się od piękna.
Stała się niewolnikiem kultury
konsumpcyjnej,
karmiąc nasze przyjemności
i uzależnienia,
tarzając się w samoobrzydzeniu.
To, jak mi się wydaje,
jest lekcją najbrzydszych form
współczesnej sztuki i architektury.
Nie pokazują rzeczywistości,
ale się na niej mszczą,
psując to, co mogło być domem,
zostawiając nas niepocieszonych
i osamotnionych na duchowej pustyni.
Oczywiście to prawda, że w dzisiejszym świecie
wiele jest rozproszeń i problemów,
nasze życia są pełne resztek.
Przedzieramy się przez hałas
i rozproszenia,
a nic się nie rozwiązuje.
Jednak właściwą odpowiedzią nie jest
pogłębianie odosobnienia,
tylko szukanie drogi powrotnej
z tej pustyni,
takiej, która zaprowadzi nas do miejsca,
gdzie idealne i piękne istnieją w harmonii.
W moim życiu łatwiej było mi
znaleźć tę ścieżkę poprzez muzykę
niż przez jakąkolwiek inną formę sztuki.
Pergolesi miał 26 lat, kiedy napisał
"Stabat Mater",
które opisuje żałobę Maryi Dziewicy
przy krzyżu z umierającym Chrystusem.
Symbolika całego cierpienia na świecie
jest zawarta w tych niezwykłych nutach.
Biorąc pod uwagę to, że Pergolesi cierpiał
na gruźlicę, kiedy pisał "Stabat Mater",
on także jest synem umierającym na krzyżu.
W istocie, zmarł kilka miesięcy
po ukończeniu dzieła.
To nie jest bardzo złożony ani ambitny
utwór muzyczny,
jedynie płynący prosto z serca wyraz
wiary kompozytora.
Pokazuje, jak głębokie i drżące emocje
potrafią osiągnąć jedność i wolność
poprzez muzykę.
Głos Maryi jest rozpisany
dla dwóch śpiewających.
Melodia rośnie powoli, boleśnie,
rozwiązując dysonanse,
tylko po to, by za chwilę znów być
w dysonansie, kiedy głosy się ścierają,
reprezentując konflikt i smutek
w jej wnętrzu.
- Może podam takt osiemnasty?
- Ok, mam to.
- Mamy tu bardzo prosty i święty tekst.
Stoi Matka, w żałobie, płacząca,
przy krzyżu, na którym wisi jej Syn.
Nic więcej nie trzeba mówić.
- Nawet niemuzyczna osoba od razu
odczytałaby ten przekaz,
że to utwór o żałobie.
Nie może być co do tego żadnych
wątpliwości.
- Muzyka przysłania słowa i mówi
wprost do słuchającego
innym językiem, u każdego w sercu.
- W dzisiejszym świeckim świecie, to może
zachwycać i poruszać ludzi,
bez ich wiedzy, o czym utwór jest.
- Uczymy się bez teologicznego narzędzia,
że jest coś takiego jak cierpienie,
i ono jest naszym przeznaczeniem,
ale nie naszym końcem.
W tym filmie opisywałem piękno
jako kluczowy zasób.
Poprzez szukanie piękna, kształtujemy
świat jako dom,
a robiąc to, zarówno wzmacniamy
nasze radości,
jak i znajdujemy pocieszenie w smutkach.
Sztuka i muzyka rzucają światło
nadające znaczenie
na nasze zwyczajne życia.
A przez nie, jesteśmy w stanie konfrontować
rzeczy, które sprawiają problemy.
i znaleźć ukojenie i spokój w ich
obecności.
Ta zdolność piękna do odkupienia
naszego cierpienia
jest jednym z powodów, dlaczego piękno
może być postrzegane jako substytut religii.
Czemu dawać priorytet religii?
Czemu by nie powiedzieć, że religia
jest substytutem piękna?
Co więcej, czemu opisywać je jako rywali?
Święte i piękne stoją bok w bok,
dwoje drzwi do jednej przestrzeni,
a w niej znajdujemy nasz dom.