-
Cześć, mam na imię Przemo,
-
a to jest siódmy odcinek z cyklu:
„Jak siebie samego”,
-
gdzie mówię o tym, w jaki sposób można
samego siebie akceptować,
-
troszczyć się o siebie
i cieszyć się życiem będąc singlem.
-
Tak jak zapowiadałem
w poprzednim odcinku,
-
dzisiaj nastąpi taki drobny
zwrot akcji,
-
dlatego że dotychczas
mówiłem o tym,
-
dlaczego w ogóle warto
troszczyć się o siebie,
-
o tym, skąd tak naprawdę
bierze się nasze szczęście,
-
i trochę mówiłem o potrzebach
- w jaki sposób możemy o nich myśleć.
-
A od dzisiaj bardziej będę skupiał się
na potrzebach związanych z seksualnością.
-
Na początek taki mały disclaimer:
-
Informujemy, że niniejszy program
adresowany jest do widzów pełnoletnich.
-
Będą w nim poruszane tematy
związane z ludzką seksualnością.
-
Osoby niepełnoletnie są uprzejmie
proszone o wyłączenie komputera...
-
- Nie, nie o to mi chodzi...
- Nie o to.
-
Nie powiem tutaj niczego sprośnego
ani szokującego,
-
ani czegoś, czego nastolatkowie
nie powinni wiedzieć.
-
Chodzi mi po prostu o to, że ten odcinek
i kolejne, które po nim nastąpią,
-
najprawdopodobniej po prostu
was zawiodą.
-
Nie będzie tutaj tematów,
które są ważne,
-
które jakoś same się narzucają,
jak jest się nastolatkiem.
-
Jakie jest najbardziej
młodzieżowe słowo?
-
Masturbacja.
-
Właśnie o tym np. nie będzie.
-
Będzie o tematach,
które są ważne dla mnie,
-
jako dla singla po trzydziestce,
który stara się żyć w czystości
-
i jednocześnie chce
cieszyć się życiem.
-
A żyć w czystości
w moim przypadku,
-
oznacza być w bliskiej
i intymnej relacji z Bogiem,
-
a jednocześnie bez jakiejś
takiej relacji erotycznej, romantycznej
-
czy jakiejkolwiek innej
na wyłączność z drugim człowiekiem.
-
Dobra, od tego momentu zakładam,
że oglądają mnie ludzie
-
w takim przedziale wiekowym,
powiedzmy od 20 do 40.
-
Przejdźmy do rzeczy,
czyli do tematu seksualności.
-
Dobra, gościu, ale przecież
jesteś zakonnikiem,
-
przecież ty nie masz
pojęcia o seksie.
-
Cóż, rzeczywiście w tak zwanych
sprawach łóżkowych
-
znam się raczej
tylko w teorii,
-
ale to nie znaczy,
że nie mam potrzeb seksualnych.
-
Te potrzeby nie znikają
w momencie wstąpienia do zakonu.
-
Mówi się, że osoba konsekrowana
swoją seksualność powinna ofiarować Bogu.
-
Zgadzam się z tym,
jednak nie do końca.
-
Nie da się swoich potrzeb seksualnych
ofiarować Panu Bogu tak raz na zawsze.
-
To niestety tak nie działa.
-
Dlatego, że jak wezmę
swoje potrzeby seksualne
-
i wsadzę je do takiego
złotego pudełeczka
-
i to pudełeczko zamknę na złoty kluczyk,
a kluczyk oddam Panu Bogu
-
próbując zapomnieć o tych swoich
potrzebach seksualnych,
-
to w pewnym momencie
to pudełeczko po prostu „pierdzie...”.
-
Nie da się swoich potrzeb
ofiarować Panu Bogu tylko raz.
-
Trzeba je ofiarowywać codziennie,
ale żeby je ofiarować
-
trzeba je najpierw samemu
przyjąć i zaakceptować,
-
co wcale nie jest
takie proste.
-
Przez wiele lat było
mi bardzo trudno
-
spotkać się z moimi potrzebami
seksualnymi i je zaakceptować.
-
I myślę, że do tego mojego
braku akceptacji
-
głównie przyczynił się
jeden człowiek..., On.
-
Freuda czytałem będąc
jeszcze w liceum,
-
no i wyczytałem u niego, że człowiek ma
trzy podstawowe struktury osobowości.
-
Id, ego i superego.
-
Może wytłumaczę,
o co chodzi na rysunku.
-
Powiedzmy, że ta kreska,
którą tutaj rysuję,
-
to jest próg
naszej świadomości.
-
Czyli to, co jest powyżej kreski,
jest uświadomione,
-
to, co jest poniżej,
jest nieuświadomione.
-
I teraz podstawową strukturą
ludzkiej osobowości jest „id”,
-
który jak widać znajduje się
poniżej progu świadomości
-
i „id” w nas jest takim
pierwiastkiem zwierzęcym, seksualnym,
-
który poszukuje
natychmiastowej gratyfikacji,
-
który jest głodny przyjemności
i agresywny.
-
Na drodze rozwoju i socjalizacji
rozwija się u człowieka inna struktura,
-
którą Freud nazywa „ego” i jak widać
w dużej mierze jest uświadomione.
-
To jest to, co wiem
i co umiem sam o sobie powiedzieć.
-
Jest też „superego”,
czyli wszystkie moje ideały.
-
Inaczej mówiąc, to jest taki głos
autorytetu moralnego we mnie.
-
No i to „ego” tutaj stara się
pogodzić ze sobą te dwie sprzeczne siły.
-
Zwierzęcy głos „id”
oraz moralizujący głos „superego”.
-
Generalnie Freud
w pewien sposób miał rację,
-
dlatego że często rzeczywiście
doświadczamy takich dwóch głosów
-
i takiego wewnętrznego konfliktu,
który trzeba jakoś rozwiązać.
-
Tylko problem polega na tym,
że on swój model budował
-
w oparciu o obserwacje osób,
które cierpiały psychicznie
-
i w jakiś sposób
były sfrustrowane
-
i tak naprawdę nigdy
nie spróbował badać ludzi zdrowych.
-
Dlatego jego wizja człowieka
w tym modelu jest bardzo pesymistyczna.
-
A ludzka seksualność jest ukazana
jako taka zwierzęca siła,
-
która się w nas czai i pochodzi
z wcześniejszych etapów ewolucji,
-
nad którą w jakiś sposób
trzeba zapanować,
-
żeby nie rzuciła się na nas
i nami nie zawładnęła w jakiś sposób.
-
Może jestem trochę niesprawiedliwy,
oskarżając o to tylko Freuda,
-
bo w sumie taki był klimat
intelektualny tamtych czasów,
-
a też myślę, że dzisiaj też można znaleźć
ludzi, którzy myślą podobnie.
-
Problem polega na tym,
że czytając Freuda
-
jako autorytet
w dziedzinie psychologii,
-
naprawdę bardzo głęboko
w to uwierzyłem,
-
dlatego że jak go czytałem
to wydawało mi się,
-
że sięgam po jakąś taką ukrytą,
tajemną wiedzę o ludzkiej naturze
-
i przez to właśnie to, co przeczytałem
-
bardzo kształtowało
moje wyobrażenie o samym sobie.
-
I przez to było mi tak trudno
zaakceptować moją seksualność.
-
Za każdym razem, jak zdarzyło mi się
zgrzeszyć przeciwko szóstemu przykazaniu,
-
wyobrażałem sobie, że znowu
ta zwierzęca siła zwyciężyła we mnie,
-
że moje „ego”
okazało się zbyt słabe
-
i po prostu powinienem wstydzić się siebie
oraz tego, że jestem taki słaby.
-
Z tego często wychodziło
takie błędne koło.
-
Z takiego poczucia słabości
rodził się wstyd,
-
poczucie winy i lęk
przed moją seksualnością
-
i to się czasem stawało
nie do zniesienia.
-
Już nie dawałem sobie rady,
nie mogłem wytrzymać z samym sobą,
-
Chciałem przed tym uciec,
a to w co uciekałem
-
paradoksalnie było dokładnie tym,
-
co wprawiało mnie w lęk,
poczucie winy i we wstyd,
-
czyli właśnie grzechy
przeciwko szóstemu przykazaniu.
-
Przez to w pewien sposób
bałem się kobiet, bo bałem się tego,
-
w jaki sposób moje ciało i psychika
reagują na atrakcyjne kobiety.
-
Starałem się unikać takich dziewczyn,
które mi się podobały,
-
bo po prostu bałem się,
że znowu wyjdzie ze mnie to zwierzę,
-
które gdzieś we mnie siedzi,
i znowu będę musiał się wstydzić.
-
Na szczęście kiedy byłem w Danii,
zdarzyło się coś,
-
co radykalnie zmieniło
moje myślenie o samym sobie.
-
Teraz wam o tym opowiem.
-
Bohaterką dzisiejszej opowieści
będzie dziewczyna,
-
o której mówiłem już
w pierwszym filmiku z tej serii,
-
a której tutaj nie wymieniam z imienia
i w następnym filmiku powiem dlaczego.
-
Ta historia wydarzyła się krótko po tym,
jak się poznaliśmy w Aarhus w Danii.
-
Ona była taką bardzo przytulaśną osobą,
a jednocześnie bardzo atrakcyjną,
-
także starałem się
raczej jej unikać.
-
Byłem takim człowiekiem
trzymającym dystans.
-
Jednak pewnego razu zdarzyło się,
-
że zaprosiła mnie i drugiego jezuitę
do siebie na niedzielny obiad.
-
Temu drugiemu jezuicie
w ostatniej chwili coś wypadło,
-
tak że nie mógł przyjść,
i bardzo się wahałem
-
czy mam do niej iść sam
i możemy być tylko we dwoje?
-
No ale głupio było mi odmówić,
bo napracowała się nad tym obiadem.
-
W końcu więc poszedłem.
-
Obiad był bardzo smaczny,
atmosfera była bardzo miła,
-
a po obiedzie siedzieliśmy
jeszcze długo i rozmawialiśmy
-
o życiu w parafii,
o byciu obcokrajowcem w Danii.
-
W końcu zeszliśmy
na bardziej duchowe tematy,
-
o tym, jak się czujemy w relacji z Bogiem.
-
Mówiłem, że często czuję się niegodny,
-
niegodny tej roli, którą mam
tutaj w parafii wobec ludzi.
-
I ona mówi: „Ale słuchaj,
przecież tyle dobrego robisz,
-
jak grasz i śpiewasz na nabożeństwach,
to wszyscy się modlą”.
-
Mówię: „Dobrze, tak to wygląda z zewnątrz,
że jestem takim dobrym człowiekiem,
-
ale wiem jaki jestem w środku,
wcale taki dobry nie jestem”.
-
Ona mówi: „No coś ty,
przecież jak dzielisz się swoją wiarą,
-
jak opowiadasz o tym, co Bóg zdziałał
w twoim życiu już wcześniej,
-
to wszystkich podnosi to na duchu
i inspiruje.
-
Naprawdę pomagasz ludziom
zbliżyć się do Boga”.
-
I mówię: „Dobrze, może pomagam innym,
ale to nie zmienia faktu,
-
że wiem, że głęboko w sobie
tak naprawdę jestem strasznym egoistą
-
i ten mój egoizm to jest coś,
z czym cały czas się zmagam.
-
Próbuję go jakoś tak
trzymać w ryzach
-
i wiem, że jak bym puścił,
to ten egoizm może się na kogoś rzucić.
-
Ten egoizm po prostu może być
zagrożeniem dla innych ludzi”.
-
I ona tak tego słuchała i powiedziała:
„Nie, Przemo. Nie wierzę w to”.
-
Powiedziałem: „Dobrze, możesz nie wierzyć,
ale wiem że taka jest prawda”.
-
I ona w pewnym momencie,
nie mając już więcej argumentów,
-
po prostu wstała, podeszła do mnie
i mnie przytuliła w taki sposób,
-
że siedziałem i wzięła moją głowę
i przycisnęła ją do piersi, jak matka.
-
Moją pierwszą reakcją było:
„Nie, kobieto, nie możesz tego robić!”
-
Aż chciałem ją odepchnąć,
ale była zbyt szybka
-
i nie zdążyłem tego zrobić,
więc znalazłem się w jej objęciach.
-
I o dziwo, to, co poczułem,
właśnie tak siedząc,
-
to nie było jakieś napięcie,
tylko głęboki pokój.
-
Potem jak się nad tym zastanawiałem,
już po powrocie do domu, dotarło do mnie,
-
że to, co się we mnie obudziło
w tym przytuleniu,
-
to nie było jakieś zwierzę,
które szuka zaspokojenia potrzeb,
-
tylko małe dziecko, które po prostu
potrzebuje akceptacji i miłości
-
i które ktoś w końcu
po długim czasie usłyszał.
-
Którego nie byłem w stanie
w sobie usłyszeć i odkryć,
-
a które ona odkryła i przyjęła.
-
I od tego momentu zwątpiłem,
-
że podstawową strukturą mojej osobowości
jest jakaś zwierzęca siła,
-
jakieś „id”, które próbuje mną zawładnąć,
-
ponieważ odkryłem, że jest coś
głębszego i bardziej trwałego
-
niż ten głos potrzeb
i popędów seksualnych.
-
Po pierwsze - mam w sobie dziecko,
które potrzebuje miłości i troski.
-
O tym mówiłem już w poprzednim odcinku,
także tutaj nie będę się powtarzał.
-
Drugą rzeczą, którą zacząłem odkrywać,
był taki cichy głos gdzieś głęboko,
-
który myślę można nazwać głosem serca.
-
Taki głos, który wzywał mnie
do bliskiej relacji, do intymności,
-
która może być intymnością
z drugim człowiekiem,
-
ale może też być
intymnością z Bogiem.
-
I okey, często jak patrzę na kobietę,
to rzeczywiście pierwsze, co widzę,
-
to jest jej wygląd, jej ciało,
jej urok osobisty,
-
ale wiem też, że to nie jest to,
czego tak naprawdę szukam,
-
że to, za czym tęsknię,
to jest relacja z drugim człowiekiem.
-
Relacja z kimś,
kto różni się ode mnie samego.
-
I wierzę, że moja wrażliwość
na piękno i ten głód relacji
-
są czymś danym mi od Boga.
-
Są mi dane po to, żeby wybijać mnie
-
poza moje skupienie się na samym sobie,
na moich własnych sprawach,
-
żeby popychać mnie do tego,
bym wychodził poza swoją strefę komfortu,
-
podejmował ryzyko i próbował
nawiązać relację z drugim człowiekiem.
-
Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć,
że już nie boję się pięknych kobiet.
-
Także śmiało możecie podchodzić do mnie
na chodniku i zagadywać.
-
Taki żarcik.
-
Dobra, już kończąc...
w tym odcinku mówiłem o tym,
-
że jeżeli chcemy się zaprzyjaźnić
ze swoją seksualnością,
-
to raczej nie warto czytać Freuda.
-
Teraz was chciałbym zapytać
o to, co warto czytać.
-
Jeżeli znacie jakieś dobre książki
albo strony internetowe,
-
które dotyczą jakoś
tematu seksualności,
-
to proszę podzielcie się nimi
w komentarzach pod filmikiem.
-
To tyle na dziś.
Bardzo wam dziękuję za uwagę.
-
Widzimy się w następnym odcinku
„Jak siebie samego”,
-
w którym będę mówił
o intymnych relacjach
-
i o tym, że my jako single
też ich bardzo potrzebujemy.
-
Dzięki i do zobaczenia. Cześć.
-
A i jeszcze lajkujcie, subskrybujcie...