Tu jest takie bardzo ciekawe pytanie. Pytanie odnośnie powołania, bardziej skomplikowane. „Czy np. osoby o skłonnościach homoseksualnych mogą być powołane do kapłaństwa, zakonu czy rodziny?” To zapraszam na Q&A. Moi drodzy, takie pytania pojawiają się w momencie, kiedy mam pewną konkretną wizję powołania. To znaczy: że jest Bóg, który w bardziej albo mniej przewidywalny sposób, daje pewnym ludziom, to tu tam, pewne powołania. I tobie mówię mój drogi człowieczku, będziesz miał żonę i dzieci, a ty będziesz księdzem, a ty samotny, a ty zostaniesz zakonnicą. I jak jest taka teoria, że Bóg narzuca, daje, proponuje sugestywnie i później będzie wymagał, rozliczał z tego, to pojawiają się takie pytania... no mam skłonności homoseksualne i mam powołanie... Czy mogę? Czy nie mogę? Mam skłonności homoseksualne... Rodzina? Czy to wchodzi w grę czy nie? Jak ta druga osoba? To są problemy realne i bolące, to wiem, ale od strony teoretycznej to są sztuczne problemy. Dlatego, że w takiej teorii, to jest Bóg, który tak bardzo mocno kontroluje i tak… no ja osobiście coraz mniej wierzę, że są powołania do tego, żeby być księdzem, żeby mieć żonę. Powołania w sensie że Bóg bardzo konkretnie wskazuje, że ty masz coś takiego robić... To są wybory ludzi po prostu, ludzie wybierają taką albo inną drogę. Mówią, że to jest powołanie, czyli moja ścieszka życiowa i tego powołania trzeba się trzymać, owszem, ale to nie Bóg każe. To jest mój wybór, który ja wybieram bardziej świadomie, mniej świadomie. Czasami się orientuje, że powinienem się nad tym zastanowić, wtedy, kiedy są już jakieś decyzje podjęte, są zobowiązania. Nie bardzo mogę coś tutaj zmieniać. I też jest też jakaś taka sfera, że jest prowadzenie Boże, jest jakieś zapraszanie, to jest, tego się da doświadczyć, że Bóg coś jakoś pomaga, ale wydaje mi się, że bardziej to jest towarzyszenie Boga, w pewnych drogach, które człowiek wybiera, namaszcza do czegoś, do pewnych rzeczy, daje łaskę do czegoś. Ojciec Mietek Łusiak, którego znacie z Rozrusznika, kiedyś powiedział fajną rzecz na rekolekcjach, które u niego robiłem: że człowiek to ma jedno powołanie w życiu czy właściwie życie jest po to, żeby nauczyć się jednej rzeczy, a dokładnie żeby nauczyć się miłości, żeby być bliższym Bogu w tym, że ja swoje ego, swój egoizm, jestem w stanie przekuwać na postawę dobra dla innych osób. Wybieram dobro dla innych, zamiast egoizmu dla siebie. Chodzi o to, żeby takiej postawy miłości nauczyć się w ciągu życia. Jak mam takie myślenie, to mi odpadają w ogóle pytania o powołanie - czy mogę mieć czy nie? Bo trzeba sobie zadać pytanie, jaka droga mnie do tego celu doprowadzi. To jest najważniejszy cel, żeby nauczyć się rezygnować z egoizmu na rzecz dobra dla innych osób. W życiu nie chodzi o to, żeby realizować swoje pasje i ciągle się rozwijać. Nie chodzi też o to, żeby spełniać oczekiwania innych osób, tylko o to, żeby nauczyć się kochać ludzi zdrowo. Kochać to znaczy afirmować i kochać to znaczy wymagać. Jedno i drugie razem. Jestem postawą dobra dla drugiej osoby. I teraz tak... Może tak być, że pewne opcje są dla mnie zamknięte, że nie mogę takiej ścieżki wybrać. Różne ścieżki mam do wyboru, ale jakby jednej nie, bo po prostu ona jest z różnych powodów nie dla mnie. I tutaj kwestia np. tego, że moje skłonności homoseksualne zamykają mi drogę do czegoś, jest identyczną kwestią jak to, kiedy np. ktoś wybiera się do małżeństwa, jest w narzeczeństwie, i wybranka umiera przed małżeństwem albo w trakcie małżeństwa. I co? Powołanie mi umarło? Zamknęła mi się jakaś droga i to jest jawne cierpienie, ewidentne. I w jednej opcji, kiedy mi umiera narzeczona, i w opcji, kiedy mnie ktoś zostawia, i w opcji, kiedy bardzo czegoś chcę, ale nie mogę zrealizować, bo są obiektywne jakieś przeciwności, to muszę przeżyć stratę, to musi boleć. Ale to przeżycie straty po jakiejś opcji, a nie, że w ogóle powołanie mi się skończyło, nie? Najważniejsza rzecz, to jest nauczyć się kochać i satysfakcję mamy tak naprawdę z tego, że jesteśmy coraz bardziej dla innych osób To daje takie poczucie dobrej, głębokiej satysfakcji. Tak bym odpowiadał na to pytanie. Wiem, że jest dużo wątków jeszcze do poruszenie przy okazji, ale wydaje mi się, że ten jest najbardziej istotny, układający, jak patrzeć na życie. Czyli mam skłonności homoseksualne i chciałbym być księdzem, ale mówią coś tam, albo związek i coś tam. Można non stop przeżywać frustrację i napięcie, że nie mam czegoś czego chcę. Ale nie te dwie rzeczy są najbardziej istotne. Najbardziej istotne jest, że ja mam się nauczyć rezygnować z egoizmu na rzecz dobra dla innych osób. Nauczyć się postawy miłości, bo to jest upodobnienie się do Boga, to jest mój cel życia - on mi da szczęście I wybieram z opcji, które mam. No nie mamy po równo - to jest fakt życiowy. Niektórzy mają mało opcji do wyboru, niektórzy dużo. Niektórych życie skrzywdziło psychicznie, niektórych fizycznie Życie nie jest sprawiedliwe, po prostu tak jest, Można zostać na takim poziomie buntu i walki z tym, że powinno być inaczej, czasami może warto żal przeżyć, ale boksować się chyba całe życie to nie, bo to właściwie nic nie wniesie, a opcji do realizowania dobra jest chyba dość dużo i chyba tego trzeba się trzymać. To tak odpowiadając nie wprost. Mam nadzieję, że nie wyminąłem się z istotą pytania. Dobranoc! Zadawajcie pytania. Subskrybujcie i udostępniajcie. Najbardziej zapraszam wszystkich do Wieczornego Paciorka i do Medytacji, bo podstawową formą rozwoju duchowego jest modlitwa. Jak nie wersje prowadzone, które są na Pogłębiarce, to módl się sam. To jest podstawowa rzecz, która pozwala na jakiś rozwój duchowy.