"Drugie przyjście" Williama Butlera Yeatsa w przekładzie Stanisława Barańczaka Kołując coraz szerszą spiralą, sokół przestaje słyszeć sokolnika. Wszystko w rozpadzie, w odśrodkowym wirze, czysta anarchia szaleje nad światem. Wzdyma się fala mętna od krwi, wszędzie wokół zatapiając obrzędy dawnej niewinności. Najlepsi tracą wszelką wiarę, a w najgorszych kipi żarliwa i porywcza moc. Tak, objawienie jakieś się przybliża. Tak, Drugie Przyjście chyba się przybliża. Drugie Przyjście! Zaledwie wyrzekłem te słowa, ogromny obraz rodem ze Spiritus Mundi wzrok mój poraża. Gdzieś w piaskach pustyni kształt o lwim cielsku i człowieczej głowie, z okiem jak słońce pustym, bezlitosnym, dźwiga powolne łapy, a wokoło krążą pustynnych ptaków rozdrażnione cienie. Znów mrok zapada, lecz teraz już wiem, że dwadzieścia stuleci kamiennego snu rozkołysała w koszmar dziecinna kolebka. I cóż za bestia, której czas wreszcie powraca, Pełznie w stronę Betlejem, by tam się narodzić?